Centralne i północno-wschodnie rejony stanu Arizona nie są może tak powszechnie znane i spektakularne krajobrazowo jak Wielki Kanion Kolorado, ale też mają sporo ciekawego do zaoferowania.
Płaskowyż Colorado przyciąga uwagę czerwonymi skałami (z utlenionego żelaza, piaskowce, żwirowce) ukształtowanymi w najróżniejsze, często bajeczne kształty przez erozję wody. Ta sceneria spodobała się jednemu z osadników, który w takiej właśnie okolicy postanowił zamieszkać; założył tu miasteczko, które nazwał imieniem swojej żony Sedony. I choć pionierzy, zasiedlający Dziki Zachód dawno już poumierali miasteczko Sedona nie tylko że istnieje nadal, ale ma się bardzo dobrze. Stale się rozwija - stanowiąc gratkę dla turystów, artystów, jak i zwykłych ludzi, którzy te strony wybrali na miejsce swoich domostw. My również mieliśmy okazję rozsmakowania się w klimacie Sedony, korzystając z dłuższego postoju (na lunch, spacer po miasteczku, zakupy...).
Dalsza nasza trasa wiodła przez Oak Creek Canyon - Kanion Rzeki Dębowej. Obserwowany przez nas tylko z okien autokaru, ale i tak dostarczył nam miłych wrażeń... kręty, miejscami zalesiony, miejscami skalisty, o stromych zboczach.
Po tym kanionie przyszła pora na rozległe, półpustynne tereny płaskowyżu, aż dotarliśmy do kolejnego znaczącego punktu, stanowiącego zabytek narodowy. To Wupatki - starożytne miasto Indian. W tej okolicy odkryto ślady pierwszych osad ludzkich z okresu sięgającego 10 tys. lat wstecz. W latach 1100 - 1200 było tam ok. 800 wiosek. Do dziś zachowały się pozostałości po Wiosce Wielkiego Domu. Ten „wielki dom” był rzeczywiście pokaźną, kilkukondygnacyjną budowlą... zachowały się też ślady systemów kanalizacji.
Z Wupatki wracamy w tereny zalesione, z dominującą tu odmianą wyjątkowo strzelistej sosny - ponderoza - która właśnie w tej okolicy (na wysokości 1700- 2600 m. n.p.m.) najlepiej rośnie. Zanim dojechaliśmy do miasteczka Flagstaff (o którym za chwilę), zatrzymaliśmy się jeszcze przy kraterze nieczynnego aktualnie wulkanu - Sunset Crater. Dla nas (po wcześniejszym zwiedzaniu Islandii!) ten krater nie stanowił specjalnej atrakcji - ot, krater, jak krater, hałda czarnego popiołu wulkanicznego, odcinająca się kolorystycznie od zieleni lasów sosnowych; zarastana częściowo już przez nową, odradzającą się roślinność.
I wreszcie Flagstaff - główne miasteczko w tym rejonie Arizony. Obfitość sosny - ponderozy (charakteryzującej się dobrym drewnem dla celów budownictwa) sprawiła, że rozwinął się tu przemysł drzewny, który w czasach migracji i osadnictwa przyciągał w te strony wielu chętnych.
Miasteczko ma też swój specyficzny klimat, nawiązujący do przeszłości z tamtego okresu. Najbardziej popularna jest droga nr 66 - znana - jako „Route 66” - z westernów i piosenek country.
Właśnie przy tej drodze zatrzymaliśmy się na kolację. Knajpka była jakby przeniesiona z przeszłości, co potwierdzał nie tylko wystrój, stare plakaty na ścianach, biało-czarne fotosy ze starych filmów (tutaj kręconych), ale też i zwyczaje przychodzących tu osób, wszyscy się znają, rozmawiają nie spiesząc się, co pewien czas słychać grę na instrumentach typu gitara akustyczna, harmonijka, czy nawet akordeon, słychać śpiewane ballady, itp. A to wszystko sprawiało przynajmniej wrażenie bardzo naturalnych zachowań, jakby czas się tam zatrzymał, a tempo i tryb życia pozostało niezmienne od przełomu XIX/ XX wieku.
Fajnie - tak na chwilę - przenieść się w czasoprzestrzeni trochę wstecz. Ale... tylko na chwilę :).
Brak komentarzy. |