To już ostatni odcinek naszej podróży po Alasce’2014. Wszystko co dobre, kiedyś się kończy... więc i wakacje też. Zanim wrócimy do domu - sporo się jeszcze działo.
Kiedy wjedzie się do Anchorage - największego miasta Alaski, 280 tys. mieszkańców - zatyka dech liczbą samolotów lotnictwa ogólnego. Na jednym z dwóch lotnisk, plus jezioro pełne wodnopłatowców i amfibii wieża kontroli (pomiędzy tymi obszarami) zapewnia bezpieczeństwo tak liniom przewozowym, jak i „całej reszcie” - na wodzie i ... niewielkim pasie przy tymże jeziorze. Szacunkowe dane mówią o 20 tysiącach samolotów latających nad Alaską. To rzeczywiście jest widoczne.
Ale w Anchorage nie tylko podziwiać można różnorodność statków (i stateczków!) powietrznych. To miasto, przepięknie zresztą położone, ma swój charakter. Tylko trochę jest wysokiej zabudowy, w ścisłym centrum, osiedla mieszkaniowe - też raczej 2-3 kondygnacyjne, a dominuje architektura indywidualna, często tradycyjna, typowa dla Alaski. I to wszystko jest starannie ukwiecone. Nam przez cały czas towarzyszyła tutaj słoneczna pogoda, co jeszcze bardziej wzmacniało przyjemny odbiór miasta i jego atmosfery. Pominę dalsze szczegóły tego, co widzieliśmy - bo to przedstawiam na zdjęciach (i w podpisach).
Natomiast mam jeszcze jedną praktyczną uwagę dla wszystkich wybierających się na Alaskę. W centrum Anchorage jest dużo sklepów z wyrobami lokalnymi. Tu można znaleźć szeroki wybór kartek, kalendarzy, wydawnictw albumowych i dvd obejmujących całą Alaskę, są też rozmaite pamiątki, ale także mnóstwo praktycznych artykułów, jak polary, odzież z wełny, itp. Jakościowo bez zastrzeżeń. Naprawdę jest w czym wybierać. Można więc spokojnie zostawić zakupy na ostatnią chwilę, przed wylotem powrotnym. My też uzupełniliśmy jeszcze zakupy i tak nieuchronnie zbliżał się nam czas rozstania z Alaską :(.
Podczas naszej odprawy na lotnisku z Anchorage do Frankfurtu, przekonaliśmy się, że atmosfera miejsca zupełnie inna, niż w większości lotnisk pasażerskich.
W niedzielne popołudnie terminal zapełniał się ... myśliwymi, wędkarzami, a i pieszymi turystami. Nieco wcześniej przylatywały z głębi Alaski i ustawiały się ciurkiem, do wodowania Cessny i inne Piperki. Nasz hotel sąsiadował z jeziorem, więc mieliśmy sposobność obserwowania tego zjawiska przez dłuższy czas. Tak się kończył weekend, albo krótki lub dłuższy urlop, Amerykanów z pozostałych stanów i - zapewne - z Kanady też. Hm, końca dobiegał też nasz urlop. Jednak, to nie był jeszcze koniec wrażeń! Specjalny bonus zapewniła nam wspaniała pogoda - i oczywiście trasa przelotu. Nie będę w tym miejscu więcej opisywać, tylko zapraszam do galerii.
AniaMW | Miło mi :) Pozdrawiam bratnią duszę :) |
Antenka | Ania- dziękuję za fajną relację i cudne foty :)Taka dzika natura jest szczególnie bliska memu sercu :)Po prostu pięknie :) Pozdrawiam :) |