Oferty dnia

Chińska Republika Ludowa - objazd Pekin - Xi'an cz.I - relacja z wakacji

Zdjecie - Chińska Republika Ludowa - objazd Pekin - Xi'an cz.I
Mihao. Jestem pantoflarzem, ale specjalnie nie żałuję - myślałem o czymś innym, ale żona uparła się na Chiny. Podróż nieco długa - wyjazd z Katowic w czwartek wieczorem, wylot 6,30 w piątek 13-tego (nie jestem przesądny, więc splunąłem 3x przez lewe ramię i poleciałem); z Warszawy przez Paryż do Pekinu - w sumie z Warszawy ok 16,5godz. Pekin przywitał nas deszczowo, lecz po kilku godz dojścia do siebie w pokoju hotelowym rozpoczynamy popołudniowe zwiedzanie. Zaczynamy od świątyni lamaistycznej klasztoru buddyzmu tybetańskiego. Tutaj w jednym z pawilonów ma swoje miejsce Dalajlama. Następnie odwiedzamy Świątynię Nieba - wszystko co najważniejsze wraz z drogą cesarską znajduje się w osi północ - południe, zgodnie z chińską kosmologią, a najważniejszy jest okrągły Pawilon Modłów o Pomyślny Rok. Tutaj opuszczamy teren świątyni boczną bramą do parku, gdzie Chińczycy spędzają na swój sposób wolny czas. Nawet na małych miejskich skwerkach tańczą, muzykują, śpiewają i grają w różne gry. Te dwa obiekty wprowadzają w wierzenia, filozofię i klimaty. Podkreśla to mżawkowa pogoda, bo dymy świątynnych kadzidełek snują się bardziej obfite między namiętnie fotografującymi jak i odprawiającymi jakieś rytuały Chińczykami. Po zabytkach obiadokolacja i kaczka po pekińsku. Kucharze na oczach klientów kroją upieczoną kaczkę i niech nikt nie myśli, że dostanie udko lub kawał piersi. Kucharze odkrawają maleńkie kawałeczki mięsa, które zostaną podane na stół.
Wycieczka liczyła 16 osób + przewodniczka, więc siadamy zawsze przy dwóch stołach. Na środku szklana obrotowa płyta, na której kelnerzy stawiają podane dania i jest ich spora ilość (dań oczywiście). Nakładamy trochę na talerz i puszczamy w obieg. Przewodniczka uświadomiła nam na których talerzach są dodatki do kaczki i nie ruszać do czasu podania kawałeczków kaczki. Na szczęście oprócz pałeczek były i widelce, więc głodny nie byłem. No to parę słów o jedzeniu. Śniadania w postaci szwedzkiego stołu, a obiadokolacje serwowane jak wyżej. Jedynie podczas rejsu po Jangcy trzy posiłki, w tym jeden serwowany. Bozia jeden raczy wiedzieć co wszystko jadłem. Ponoć Chińczycy jedzą wszystko co ma 4 nogi i nie jest stołem oraz wszystko co lata i nie jest samolotem. Przy śniadaniu ciężko o normalne pieczywo i tylko tosty do zrobienia i jakieś słodkawe bułeczki często z nadzieniem. Są za to chińskie zupki, ryż, gotowane warzywa z czymś, parowane kluski (niektóre z nadzieniem), makarony, jajka, smażone ziemniaki, wodorosty itd. No i ciasteczka oraz owoce, a wśród nich koktajlowe pomidorki, więc z głodu nie zginiesz. Jest zawsze żółta woda tzn. chińska zielona herbata. Przy obiadokolacji przysługuje ci oprócz herbaty 1 szklanka napoju - coca, piwo itp. Hotelom nic zarzucić nie można, a kabina prysznicowa najczęściej przeogromna - na szerokość łazienki; oczywiście codziennie zmieniane ręczniki, suszarka i nawet szlafroczki, klapeczki i szczoteczki do zębów. Następny dzień rozpoczynamy w fabryce pereł słodkowodnych, potem plac Tiananmen i Zakazane Miasto, a następnie wizyta w placówce medycyny chińskiej, zaś na koniec rikszami po hutongu i kolacja w prywatnym domu tamże. Korzystamy również z fakultetu czyli spektakl teatralny o losach dziecka oddanego do klasztoru Shaolin. Przed jak i w trakcie przedstawienia prezentacja umiejętności kungfu. Na ulicach trochę tłoczno mimo 3 lub 4-ro pasmowych jezdni i urzędowego ograniczania o 1/5 ilości wyjeżdżających samochodów. Sporo jednośladów - w tym większość elektrycznych (widziałem nawet elektr hulajnogę). Jednośladowców i trójkołowców nasze przepisy drogowe po prostu nie obowiązują. I są wszędzie. Po zmroku trza zachować tzw. szczególną ostrożność, bo 98% tych elektrycznych pierduł jeździ bez świateł.
W ”fabryce pereł” prezentacja i możliwość zakupu. W jednym słodkowodnym małżu można znaleźć kilkanaście pereł, więc po pokazie chętni zostają obdarowani. Perły nie kuliste zostają starte i służą do produkcji kosmetyków. Cóż, wiara czyni cuda ... i pieniądze. Na Placu Niebiańskiego Spokoju otoczonym ważnymi budynkami, w tym mauzoleum Mao Zedonga, stoi pomnik Bohaterów Ludowych; w perspektywie Brama NS z wielkim portretem Mao. Protest studentów urzędowo wymazany z pamięci. Pod portretem Mao wchodzimy do Zakazanego Miasta podziwiając kolejne jego pałace. Przechodzimy do cesarskiego parku, gdzie kamienie, wiekowe drzewa, altanki i przyalejkowe mozaiki ze zwykłych kamyków. Po krótkim spacerze po ogrodach opuszczamy mury boczną bramą. Pomimo ogromu i nowoczesności sporo zieleni, nawet jezdnie ulic odgrodzone są od siebie przystrzyżonymi żywopłotami i kwietnikami; w Pekinie dominują szpalery kwitnących róż. Trochę chodzenia było, więc wizyta w placówce medycyny chińskiej i masaż stóp dla najbardziej strudzonych, a dla wszystkich bezpłatna konsultacja - diagnoza stanu zdrowia wg. chińskich lekarzy medycyny niekonwencjonalnej. Pora na obiadokolację więc udajemy się do hutongu. Maleńkie szare domki w wąskich uliczkach z których wejście na podwórko za załomem. Zgrupowane w jakieś kwartały o umieszczonych na narożach ubikacjo-łaźniach, wspólnych dla okolicznych domków. Teraz to się ponoć zmienia, bo właściciele chcą mieć własny przybytek, ale jak z kanalizacją?? Nie umiałem się dogadać :). Przejeżdżając rikszą przez hutong po zapachu można poznać mijany właśnie domek ”łaźni”. Dziś jemy w hutongu w takim rodzinnym, parterowym domku w dwóch pokojach (jest jeszcze sypialnia i kuchnia). W obejściu sporo zwierząt - gwarek, żółwie wodne, rybki i w pokoju monstrualnie wielkie świerszcze czy koniki polne dla muzyki, zamknięte w słoiczkach. Obiadokolacja w takim miejscu to niewątpliwa atrakcja, ale na pobuszowanie samopas po hutongu czasu niestety nie ma. Hotel i po przebraniu teatr. Następnego dnia Wielki Mur. Przebijamy się mozolnie przez miasto,bo korki i każdy chce dojechać do pracy. Pekin drugie co do wielkości miasto Chin miejscami staje w korkach pomimo 6-ciu obwodnic. Wreszcie robi się luźniej i zbliżamy się do gór. Mur, na którym kłębią się tłumy turystów robi wrażenie i miejscami zmusza do wysiłku. Zbiórka w wyznaczonym miejscu i wyjazd do cesarskich grobowców - zwiedzamy jeden z nich. Oczywiście cała Droga Duchów - kolejne bramy i pawilony ciągnie się wiele kilometrów (część przejeżdżamy autobusem) jest zbudowana wg chińskich reguł i kanonów filozofii. Na końcu drogi okazuje się, że właściwy grób w postaci kurhanu jest gdzieś w lesie i na dobrą sprawę nikt go nie szuka. Wracamy do Pekinu na obiadokolację, a potem na DWORZEC kolejowy i szybki pociąg do Xi'an. Dlaczego dworzec dużymi literami? Bo to poważna sprawa; plac przed dworcem ogrodzony - wejdziesz pokazując paszport i imienny bilet. Na dworzec przez bramki - paszport, bilet, prześwietlenie bagażu; ba, wyjście z dworca - paszport, bilet można dostać brzydkiej choroby. Jesteśmy na dworcu i jeszcze wejście do poczekalni lub wyjście na peron - paszport, bilet no i konduktor wpuszczający do wagonu - tylko bilet. Jedziemy sypialnym do Xi'an ok. 1200km - nieźle jak na noc. Trochę foto z pociągu - jakieś pola, wąwozy lessowe, góry i przed samym Xi'an kult zmarłych po chińsku. Foto takie sobie, bo pociąg ciągle jedzie. W Xi'an rankiem do hotelu, a później - armia terakotowa. Po drodze wstępujemy do wytwórni figur i figurek terakotowych (i nie tylko). Jeśli chcesz podbudować własne ego możesz zamówić wojownika terakotowego z własną twarzą. Z moim ego chyba w porządku Piea, nie zamówiłem. Armia terakotowa pierwszego cesarza Chin to wykopalisko nad którym zbudowano hale i gdzie ciągle pracują archeolodzy; odsłonięto i pokazano ułamek całości, a i tak robi wrażenie. W przyległym muzeum umieszczono 2 kompletne rydwany ze zniszczonego i podpalonego przez następców lokum armii. Niedaleko znajduje się kurhan grobowy cesarza Qin Shii i nikt go nie bada. Wersja oficjalna mówi, że czekają aż nowe technologie pozwolą zachować wykopaliska w stanie pierwotnym, bo obecnie powietrze i światło niszczy dawne farby. Myślę, że raczej zależy to od filozofii i wierzeń, aby nie niepokoić duchów, mimo że władze komunistyczne. Wracamy do Xi'an - obiadokolacja i nocleg, a następnego dnia Pagody Dzikiej Gęsi, muzeum, mury miejskie, jeden z najstarszych w Chinach Wielki Meczet w dzielnicy muzułmańskiej i wyjazd pociągiem do Chongqing. Jest to port wyjściowy rejsu po Jangcy i tak podzielę relację, bo rozrosła się ponad miarę. Jeszcze tylko trochę foto z terenu meczetu, bo do środka wejść nie można, scenek z dzielnicy muzułmańskiej i na koniec foto-wyjaśnienie dlaczego mali Chińczycy nie noszą pieluszek.
Planujesz wakacje? Zobacz nasze propozycje wycieczek:
Co warto zwiedzić?
Wszystko, bo to jednak egzotyka. Niestety w czasie ”rewolucji kulturalnej” wiele zabytków zostało zniszczonych i teraz je odbudowano lub raczej zbudowano, bo czasem nawet na nieco innym miejscu. W wielu miastach zbudowano ”wesołe miasteczka” dla turystów, gdzie zabudowa jaką sobie wyobrażamy i przysklepikowa prezentacja metod wytwarzania - naciąganie cukierków, kucie ciastek, bicie kleiku ryżowego itp.
Porady i ważne informacje
W pokojach hotelowych były elektryczne czajniki. Wszędzie, nawet w pociągach gniazdka przystosowane do naszych wtyczek, napięcie 230V. Zaskoczeniem była konieczność korzystania (no oprócz prysznica) wyłącznie z butelkowanej wody - w hotelach były 0,5l butelki do mycia zębów. Najlepiej kupować w maleńkich sklepikach 1,5l wody - 2y, butelka piwa 0,6 - 3,5y, 0,5l alkoholu 35-55% -ok 10y;ale za to samo w większym markecie do 2x, a czasem do 3x drożej; piwo serwowane w barze to co najmniej 25y. Jeden $ to 6,1 do 6,3 juana. Na bazarach z podróbami (w formie naszych Galerii) trza się targować do upadłego, a krzywiąc się na oferowany towar można być zaprowadzony na zaplecze gdzie najlepsze podróby. Uzyskanie 15% pierwotnej ceny to najlepszy z możliwych efekt targowania. Mnie to mało dotyczy, bo nie jestem zakupowy, a i ”szpanować” nie lubię; byłem jednak zmuszony kupować sandały.
Podobno bardzo się opłaca zakup jedwabnej kołdry (lekka i ciepła), ale to w fabryce jedwabiu w Szanghaju. Z rozpoznawaniem pieniędzy nie ma większych kłopotów, bo na każdym banknocie Mao i rozmiar rośnie wraz z nominałem. Nie wszędzie, ale można również płacić kartą, no dla mnie to abstrakcja i nawet w Polsce płacę gotówką.
Autor: papuas / 2016.05
Komentarze:

katerina
2016-06-14

Oj tam od razu pantoflarz :) Zgadzam się w 100% z tym,co napisała piea :) Może trzeba było zamówić tego wojownika :P :D Swoją droga fajna pamiątka taki terakotowy wojownik z własną twarzą ;)

krakowianka
2016-06-07

Papuas swietny opis.Czyta sie jednym tchem.
Wrazenia tak jak Ty odczules wyjazd.Zabieram sie za ogladanie zdjec

kawusia6
2016-06-03

Świetna rewelacja- miło poczytać i powspominać :) Mądra żona- wiedziała, na co się "uprzeć". Czekam na kolejną część- i oczywiście na zdjęcia.

piea
2016-06-01

oj tam, Papuas zgodziłes sie spełnić marzenie zony i zaraz Pantoflarz! ech, faceci... cos macie nie tak z ego :))
A swoją drogą, świetny pomysł miała żona:) popieram, i proszę w przyszłości częściej spełniać takie zachcianki małżonki:)