Chińska Republika Ludowa - rejs Jangcy i Szanghaj cz.II - relacja z wakacji
Mihao. Pekin przywitał nas mżawką. Później było nieźle. Z okna pociągu do Chongqing (nocny, sypialny) rankiem widoki piękne: tarasowe pola ryżowe, górki, inne uprawy itp, ale ... w deszczu. Niestety pogoda nas nie rozpieszcza. Po przyjeździe deszcz nie leje, ale mżawka. Mokro, szaro, buro i ponuro. I tam gdzie miały być widoki - mgła. Po śniadaniu zaczynamy od ”wesołego miasteczka” czyli na nowo zbudowanego dla turystów starego miasta, gdzie częściowo drewniana zabudowa i sklepiki, warsztaciki, restauracyjki, itd. Nowe to, ale człek foci, bo malowniczo. Miejscami jednak tę tradycję da się zauważyć - sprzątacze w typowych kapeluszach, czy tragarze przenoszący towary na bambusowych drążkach. Następnie leżący na wzgórzu park Erling. Idziemy do herbaciarni mijając ”drzewa urodzinowe”, punkty widokowe, z których widok na miasto i Jangcy (tfu, widoki na mgłę); przechodzimy obok kwatery wojennej Czang Kaj-szeka. Tę herbaciarnię odwiedziły osoby znane i sławne (foto wiszą na ścianie), ale nie zrobiłem zdjęcia, bo przecie tych będę pamiętał. I oczywiście nie jestem pewien, a nie będę wymyślał. My przyszliśmy na prezentację i naukę parzenia i picia herbaty. Jest to bowiem cały ceremoniał. Degustujemy przy okazji różne rodzaje chińskiej herbaty: jaśminowa, ulung, zielona i jakieś tam. Szczerze mówiąc, pozostanę przy moim ulubionym indyjskim czarnym ”assamie”. Ciekawostką był miernik temp. wrzątku - stworek polany odpowiednim wrzątkiem zaczyna siusiać. No to kilka słów o herbacie. Chińczycy (np. nasze przewodniczki) cały dzień delektują się zieloną herbatą. Mają takie słoiczki czy termosy, gdzie rano zaparzają kilka listków herbaty i piją to przez cały dzień dolewając kolejne porcje wrzątku. Wolę nie wiedzieć, jak wygląda ta ostatnia porcja herbatki, skoro pierwsza ma kolor jasnożółty. Nie wiem jak z wrzątkiem na mieście, ale na dworcu i w pociągu dostępny jest darmowy wrzątek. Po wyjściu z parku szwendamy się w deszczu po centrum miasta zaglądając do supermarketów, by spotkać się pod monumentem Zwycięstwa, czy Zwycięzców upamiętniającym ponoć zwycięstwo nad Japonią, skąd wspólnie udajemy się na obiadokolację i zaokrętować na statek. Rejs po Jangcy. Pogoda bez zmian - nad rzeką jakiś opar i wałęsające się mgły, więc widoki średnie; fotki również. Dobrze, że przed przełomami pogoda się poprawia i nieśmiało prześwituje słońce. Ale wracając do rejsu - wypływamy wieczorem, a rano jakieś krzyki za oknem. Wychodzę na balkonik, tak to krzyczą Chińczycy przepływający wpław Jangcy, niektórzy są całkiem blisko statku. Trza mieć zdrowie i kondycję. Za jakiś czas cumujemy na środku rzeki i po śniadaniu Fengdu - Miasto Duchów. Na zboczu góry wznoszą się świątynie poświęcone duchom. Jak głosi plotka zostało to niedawno odbudowane (a może zbudowane) po ukończeniu zapory. Zapora bowiem spowodowała podniesienie poziomu rzeki i zalanie miasta Fengdu, którego ludność przesiedlono. Co by nie mówić Duchy niewątpliwie w tych świątyniach mieszkają i jeden nawet zemścił się (za brak szacunku chyba) na mojej ślubnej, bo upadła i nieco potłukła. Podpływamy pod Shibaozhai - na skale wznosi się pagoda i niektóre wycieczki mają to w programie. Ja okładam w tym czasie żonę tzn. leczę ją okładami i tabletkami przeciwbólowymi. Następnego dnia przełomy Jangcy i przejazd łódkami przez kanion jednego z jej dopływów. I tutaj w pionowych skałach wykuto otwory, w których umieszczono ”podwieszane trumny”. Wracamy z kanionu i statek płynie dalej; nocą pokonujemy śluzy i rankiem jesteśmy w pobliżu zapory. Zapora Trzech Przełomów - no przecież widzieliśmy dwa. Dopiero teraz doczytałem się, że przewidywano iż zapora tak podniesie poziom wody, że trzeci praktycznie zniknie. Zapewne tak się stało. Tu opuszczamy statek i autokarem na zwiedzanie zapory. Acha, na statku podczas rejsu trzy posiłki i co rusz kapitańskie atrakcje z lampką szampana. Po obejrzeniu największej na świecie zapory przejazd do Jingzhou, gdzie oglądamy miejskie mury i dalej do Wuhan na obiadokolację i pociąg do Szanghaju. Podczas jazdy do Wuhan zatrzymujemy się przy parkingowej toalecie, a potem wchodzimy do sklepiku i wszyscy co zgłodnieli rzucają się na zafoliowane po kilka sztuk kabanosy - nareszcie coś konkretnego. Wchodzi chińska przewodniczka - to są wędzone kacze szyjki wyjaśnia. Łeeee i wszyscy odkładają na półkę biorąc w zamian ziołowy likier. Też konkret. Przejazd autokarem poznawczo pożyteczny - pozwala zapoznać się z widokami prowincji: pola ryżowe i sadzenie ryżu, stawy rybne, plantacje lotosu i inne. W Wuhan oglądamy pierwszy ”komunistyczny” most na Jangcy i Wieżę Żółtego Żurawia opiewaną przez poetów, a raczej jej rekonstrukcję. Po przyjeździe do Szanghaju krótki odpoczynek w hotelu i w miasto. Zaczynamy od tzw. starej chińskiej dzielnicy ze sklepikami i restauracjami i umieszczonej na środku stawu herbaciarnią, do której prowadzi łamany mostek. Biegnący zakosami mostek to wg. feng shui zapora dla złych duchów, które mogą przemieszczać się jedynie po powierzchniach prostych. Z tej filozofii bierze się wiele rozwiązań w architekturze tradycyjnej jak i nowoczesnej. Wchodzimy do znajdujących się obok ogrodów Yuyuan. Są piękne. Następnie Świątynia Nefrytowego Buddy. Przyglądamy się jak w świątyni odprawiają swe modły lamowie, a potem idziemy oglądać zabytkowe posągi z 1882r, które szczęśliwym trafem uszły młotom ”rewolucji kulturalnej”. Wieczorem idziemy do cyrku, gdzie popisy żonglerów, akrobatów i motocyklistów. Kiedy do kuli wjechał piąty motocyklista (a jeździli po różnych torach), pomyślałem - no może polać się krew; ale kiedy wjechało następnych trzech to zwątpiłem w realia. Rankiem wyjazd do Sozhou - miasto o wiekowej historii, w którym kiedyś nie było ulic tylko kanały, a w XIVw przodowało w produkcji jedwabiu. Zwiedzamy oczywiście fabrykę jedwabiu i instytut hafciarstwa, gdzie jedwabną nicią wyszywa się obrazy. Wyszywane obrazy są naprawdę niesamowite (jest nawet Mona Lisa - jak żywa). Zwiedzamy niewielki, ale niezwykle urokliwy Ogród Mistrza Sieci, spacerujemy starymi uliczkami nad kanałem a wieczorem spacer uliczką dla turystów gdzie możesz posiedzieć, pochodzić, przekąsić lub kupić pamiątki czy po prostu zrobić foto. Skoro świt czyli o 7 - Chińska Republika Parkowa. Park jest bardzo ważnym dla Chińczyka miejscem, a rankiem ćwiczą w nim dbający o zdrowie i kondycję. Powrót do hotelu, a po śniadaniu wyjazd do jednego z ”wodnych miasteczek” - Luzhi. Oglądamy je płynąc łódką po kanale, a potem podczas pieszego spaceru. Łódkami napędzanymi wiosłosterem kierują ubrane na ludowo gondolierki, które oprócz machania napędem jeszcze mają siłę śpiewać. Wyjeżdżamy w stronę Szanghaju. Zaczynamy od muzeum - jest naprawdę bogate w zbiory, także sprzed naszej ery. Niestety przewodniczka, przemiła skądinąd, daje się zdominować lobby handlowemu i wyznacza 1 godz na muzeum. Byliśmy w innych muzeach i godzina wystarczała; tutaj nie. Przelatujemy je ekspresem. Następnie galeria handlowa - 1,5 godz czasu. Lobby handlowe zdążyło zrobić niezłe zakupy i nawet wypić kawę, niejako moim kosztem, bo ja q przeleciałem przez muzeum. Po zakupach wjeżdżamy między wieżowce Pudongu by tunelem pod rzeką wrócić na Bund. Spacer nabrzeżem, obiadokolacja potem wieczorny rejs po rzece i do hotelu na nocleg. I to na tyle; rano wylot poprzez Amsterdam do Warszawy. Niektóre szczegóły na fotkach.
Planujesz wakacje? Zobacz nasze propozycje wycieczek:
Co warto zwiedzić?
bogate muzeum w Szanghaju
Porady i ważne informacje
Mihao - jak się masz, coś w rodzaju dzień dobry
Komentarze:
Antenka 2016-06-15 | Papuas- żona miała super pomysł ;) Obie części poczytałam,pooglądałam - fajna wycieczka :) Miło się z Wami zwiedza :) |