Oferty dnia

Izrael - - relacja z wakacji

Zdjecie - Izrael -

Do Izraela jechaliśmy przez Egipt. Wycieczka była zorganizowana przez biuro podróży, i po raz kolejny- szkoda. Najpierw lot Warszawa- Sharm, a potem droga z Sharmu do Taby (po drodze z noclegiem w Nuweibie w hotelu Regina wśród karaluchów i wszechobecnego syfu- był to mój drugi raz w tym hotelu, wcześniej nocowałam tam w drodze do Jordanii, ale warunki przez 2 lata strasznie się pogorszyły, plaża jednak cudowna).

Z samego rana stawiliśmy się na granicy w Tabie (2gi raz przechodziłam przez to piekło). Na granicy stałam się posiadaczką ślicznej naklejki na paszporcie (bo nie zrozumiałam o co mnie pyta pani celnik, no i miałam już pieczątki z Izraela) i ustawiłam się w kolejeczkę szczęśliwców, potencjalnych terrorystów, którym sprawdzane było wszystko, no prawie wszystko;) Poprzednim razem jakoś sprawniej poszło, ale teraz troszkę się nastałam, naczekałam i byłam zła.

Z granicy jechaliśmy prosto do Betlejem, gdzie spaliśmy przez 6 dni. Była to właściwie nasza baza wypadowa. W Betlejem byliśmy późno, więc już nie wychodziłyśmy na miasto. Kiedy podjeżdżaliśmy pod mur, przejeżdżając na terytorium Autonomii zrobiło się jakoś dziwnie. Mury, zasieki, noc- wszystko robiło straszne wrażenie. Mam swoje refleksje na ten temat, ale to nie tu i nie teraz.

Następnego dnia zaczęliśmy zwiedzać Jerozolimę, wszystkie „obowiązkowe” punkty: Wzgórze Świątynne, Ścianę Płaczu, Via Dolorosa, kościoły, kościoły, kościoły i kościoły (było ich tak dużo, że nazw nie pamiętam), ogród oliwny- który inaczej sobie wyobrażałam, Bazylika Grobu Pańskiego. Jerozolima jest piękna, starówka ma specyficzny, podniosły klimat, myślę, że nawet osoba nie wierząca mogłaby poddać się tu atmosferze świętości... Nie będę też rozpisywać się o swojej wierze, bo to nie to miejsce, ale świadomość tego, że w tych miejscach najprawdopodobniej przebywał Chrystus, nawet mnie jakoś ujęło...

Następnie ruszyliśmy na północ, gdzie jak dla mnie było stanowczo za wilgotno, no i znowu było za dużo kościołów, co mnie osobiście męczyło. Nazaret, Kana Galilejska (gdzie największą atrakcją wcale nie był kościół, ale degustacja wina- wino było pyszne;)). Rejs po Jeziorze Galilejskim... Na północy, jeśli ktoś lubi „zielone” widoki- to polecam, jest pięknie, w końcu trochę roślinności... Następnie przejazd nad rzekę Jordan i z powrotem do „getta”- Betlejem.

Udało nam się w końcu zwiedzić też samo Betlejem. Miasteczko jest śliczne. Panuje w nim taka uśpiona atmosfera, ludzie są mili i gościnni. Poszłyśmy na bazar w poszukiwaniu chust Hamasu, ale potem już zrezygnowałyśmy. Poszłyśmy też na spacer wzdłuż muru- wątpliwa przyjemność, ale chciałam poczytać co jest na nim napisane... Polacy oczywiście wykazali się twórczością „Jest gorąco, jestem niewyspany no i nie ma gołębi” Cieszę się, że mieszkaliśmy w Betlejem, bo można było poznać codzienne życie Palestyńczyków na terenie Autonomii- jak dla mnie getta.

Powrót oczywiście na teren Egiptu przez Tabę, bez większych przeszkód, choć facet na granicy egipskiej coś mi źle popodbijał pieczątki i zawrócili mnie z powrotem żeby mi anulować to co wbili i wbić coś innego. W końcu zamiast Sinai Only trzeba było kupić wizę- ech ci Egipcjanie. Nocleg w Nuweibie i pluskanie w morzu. A potem już mój ukochany Sharm, po raz trzeci hotel Gardenia Plaza i klubowe życie z Maxem i jego znajomymi.

Podsumowując wyjazd: żałuję, że z biurem i że tak mało. Koło Masady tylko przejechaliśmy, w Cezarei nie byliśmy, a z wyjazdu zrobiło się coś w stylu pielgrzymki. Jednak jadąc do jakiegoś kraju wolałabym poznać zwyczaje i religie tego kraju, w tym wypadku wolałabym się skupić na judaizmie itd. Jedno jest pewne po tym wyjeździe- całkowicie zmieniłam swoje zdanie na temat Żydów... i jeszcze jedno: Viva Palestina Libre!

Planujesz wakacje? Zobacz nasze propozycje wycieczek:
Autor: madziuszka / 2007.08
Komentarze:
Brak komentarzy.