Urlop dawno za nami, pieniędzy w portfelu stanowczo za mało, paszport już dawno stracił ważność, a my pragniemy poczuć trochę orientu, co zrobić? Wystarczy krótki wyjazd do któregoś z niemieckich miast, wizyta w jednej z emigranckich dzielnic i możemy cieszyć się namiastką Turcji.
Do pracy nie-rodacy!
Turcja i Niemcy współpracowały ze sobą jeszcze przed początkiem pierwszej wojny światowej. Jednak kontakty obu państw zacieśniły się w latach ’60, kiedy prężnie rozwijająca się gospodarka niemiecka potrzebowała taniej siły roboczej. I to od zaraz. Władze kraju szybko stwierdziły, że pomocy najlepiej szukać u tureckich przyjaciół, którzy zmagali się z poważnym kryzysem, marazmem gospodarczym i wysokim przyrostem naturalnym. Dzięki zniesieniu wiz i braku ograniczeń w ruchu granicznym w bardzo szybkim czasie do Niemiec zaczęły napływać tysiące Turków chcących podjąć jakąkolwiek pracę. Gry po parunastu latach rynek pracy się nasycił, a gospodarka zaczęła zwalniać, te same władze, które wcześniej zapraszały na swe ziemie emigrantów, postanowiły, że najlepiej będzie gdy gastarbeiterzy powrócą „na ojczyzny łono”. Rząd Niemiec srogo się jednak pomylił. Pracujący parę- paręnaście lat przybysze nie tylko osiedli w kraju, ale także sprowadzili tu swoje rodziny.
Większość Turków nie chciała nawet słyszeć o powrocie do kraju i nie pomogły tutaj darmowe bilety lotnicze i wysokie odprawy. Setki tysięcy Turków zostało w Niemczech, tworząc swoiste państwo w państwie. Jako że byli emigrantami, najczęściej osiedlali się blisko siebie, zajmowali dzielnice robotnicze, często na ich potrzeby wznoszono nowe osiedla. Dzisiejsza liczba Turków i Niemców pochodzenia tureckiego nie jest dokładnie znana. Nikt nie jest w stanie oszacować ile takich osób przebywa w Republice Federalnej Niemiec. Niemcy coraz częściej mówią o poważnym problemie społecznym, jakim jest spora liczba osób pochodzenia tureckiego (i arabskiego). Często zdarza się, że w szkolnych ławkach w jednej klasie zasiada zaledwie paru Niemców „z dziada pradziada”, zaś większość stanowią osoby pochodzenia pozaeuropejskiego. Dużym problemem jest brak integracji społeczności z resztą społeczeństwa. Wśród emigrantów panuje wysoki wskaźnik bezrobocia oraz niski współczynnik edukacji. Niemcy mają poważny problem, zaś turyści zyskują ogromną atrakcję w postaci islamskich dzielnic w samym sercu Europy.
Stambuł Bis
Według szacunków największą turecką dzielnicą w Niemczech jest Mühlheim. „Mały Istambuł” zlokalizowany jest w Kolonii i gdyby nie klimat, trudno byłoby poznać, że jesteśmy w zachodnich Niemczech. Znaleźć można tutaj wszystko, czego dusza zapragnie. Jeśli chcemy zjeść najlepszy kebab w mieście, zapalić fajkę wodną, przekąsić baklavę i zwiedzić meczet, musimy tutaj zajrzeć. Idąc ulicami Mühlheim, które przez wielu uważane jest nawet za osobne miasto(!) istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie spotkamy ani jednej osoby pochodzenia stricte niemieckiego.
Kolejną z dzielnic o dosyć mocnym, tureckim kolorycie jest Chorweiler, także położone w Kolonii. Znane jako Multi-kulti osiedle doczekało się nawet swojego fanpage’a na Facebooku, gdzie wrzucane są zdjęcia z lat ’70, dzięki którym można prześledzić, jak powstawał Chorweiler i gdzie mieszkają przedstawiciele danych narodowości.
Rap, islam i Berlin
Bardzo znane tureckie dzielnice znajdują się także w Berlinie i podobnie, jak kolońskie - cieszą się raczej mieszaną sławą. Jednym z najstarszych tego typu osiedli jest Kreuzberg, który ostatnio zmienił nieco swe oblicze dzięki bohemie artystycznej i młodym ludziom, którzy bardzo chętnie osiedlali się tutaj (studenci ze względu na niewygórowane ceny, artyści zaś kierowali się klimatem dzielnicy).
Nieco mniej artystycznie, za to bardzo turecko jest w Neukolln, który wśród Niemców cieszy się opinią „jądra ciemności”. Polacy wchodzący na teren dzielnicy nie maja się raczej o co martwić - robotnicy znad Wisły stanowią tu trzecią siłę narodowościową i żyją w dobrych stosunkach z tureckimi sąsiadami, dlatego wejście do Neukolln nie powinno wiązać się z jakimkolwiek niebezpieczeństwem. Dzielnicę rozsławili w całych Niemczech pochodzący stąd raperzy pochodzenia tureckiego i arabskiego. Najsławniejszym z nim jest Bushido, czyli Anis Mohammed Ferchichi. Typowy chłopak z bloku, który za młodu parał się dilowaniem i kradzieżami, w przeciągu paru lat stał się najbardziej rozpoznawanym raperem w Niemczech, wzorem dla setek tysięcy osób pochodzenia arabsko-tureckiego oraz jednym z najbogatszych ludzi w kraju. Na szczyt Bushido zaprowadziły utwory opowiadające o życiu w dzielnicach multikulturowych oraz klipy nakręcone w większości właśnie na terenie wspomnianych osiedli. Raper stał się głosem całej społeczności, zaś wymieniane i pokazywane wielokrotnie w klipach dzielnice zyskały dodatkową sławę.
Wbrew opiniom Niemców, że w dzielnicach tureckich czai się zło, warto się tam wybrać. Zachodni sąsiedzi nieco koloryzują rzeczywistość, czyniąc z tureckiej społeczności wcielenie wszystkich najgorszych cech. Wymienione dzielnice są tak samo niebezpieczne, jak centra innych dużych miast, w których możemy stać się ofiarami kieszonkowców. Będąc w Berlinie, Kolonii, bądź innym niemieckim mieście trzeba udać się do takiego osiedla, żeby zobaczyć jak wygląda życie znacznej części niemieckiego społeczeństwa oraz zasmakować tureckich specjałów, bo tylko tutaj smakują tak samo jak w Turcji.
Brak komentarzy. |