Tajlandia słynie przede wszystkim z Buddy, zapierających dech w piersiach świątyń, egzotycznej kuchni, malowniczych wysp oraz (niestety) seksturystyki. Będąc w Tajlandii trzeba konieczne odwiedzić jeden z lokalnych bazarów, gdzie zakupy robią nie turyści, ale skromnie żyjący Tajowie.
Wybierając się na wakacje do Tajlandii, nie warto spędzać całego wyjazdu na plaży lub nad hotelowym basenem. Jeśli chcemy poznać smak i zapach Tajlandii oraz poznać obyczaje Tajów, koniecznie trzeba udać się na lokalny bazar - i nie chodzi tu o targowiska w kurortach turystycznych, ale miejsca, w których zakupy robią sami Tajowie.
Jak je znaleźć?
W dużych miejscowościach, np. w Bangkoku główny, olbrzymi bazar znajduje się na północy miasta, a właściwie na jego obrzeżach. Znajdziemy tu także inne - mniejsze, z dala od centrum, do których nie dojedziemy metrem, gdzie rzadko spotyka się turystów. Znajdziemy na nich produkty najbardziej popularne wśród Tajów - tu odkryjemy nieznane nam owoce, warzywa, dziwne dla nas potrawy, których nie znajdziemy w kurortach turystycznych.
Skupmy się jednak na dużo mniejszych miejscowościach niż Bangkok, które możemy spotkać podczas podróży po Tajlandii. Lokalne bazary znajdują się praktycznie w każdej miejscowości, najczęściej przy głównych szlakach komunikacyjnych, jednak w środku dnia, niewprawne oko z pewnością je przeoczy - widząc tylko chaotycznie zadaszone, rozpadające się budki, które nie przypominają niczego.
Systematyczny nieład
Życie na bazarze zaczyna się późnym popołudniem, po godzinie 16-ej, kiedy to na bazarach pojawiają się sprzedawcy wszystkiego i niczego, a chwilę później także pierwsi ich klienci.
Gdy dotrzemy na bazar, pierwszym wrażeniem może być, iż panuje tu nieład, jednak nic bardziej mylnego. Cały plac jest bowiem podzielony na niewidoczne sektory. W jednych sprzedaje się ubrania i akcesoria, w innych owoce i warzywa, w jeszcze innych gotowe potrawy, a na obrzeżach świeże owoce morza i mięso. Przejdźmy się więc po kolei uliczkami.
Tajlandia made in China
Koszulki, spodnie, bielizna, okulary przeciwsłoneczne i zegarki - tego spotkamy najwięcej w tej sekcji. Tu znajdziemy to, w co ubierają się Tajowie. Robiąc zakupy pamiętajmy, że jakość ubrań i innych produktów jest, mówiąc delikatnie nie najlepsza, jednak wystarczająca abyśmy mogli chodzić w tych rzeczach na czas urlopu.
Tu nikt nie przejmuje się, że okolary „Ray Ban” nazywają się ”Bay Ban”, a na koszulkach „Puma” pisownia jest ciut inna niż powinna być. Ważna jest cena - przykładowo 70 bahtów (ok. 7,50 zł) za koszulkę polo, to super cena, a jeśli weźmiesz dwie dostaniesz jeszcze zniżkę.
Pamiętajmy, że widząc „białego klienta” sprzedawca może znacznie podnieść cenę, dlatego tak jak wszędzie - warto targować się, szczególnie, jeśli kupujemy kilka rzeczy.
Co to za owoc?
Wizyta w sekcji z owocami i warzywami jest bardzo ciekawym przeżyciem. Poza znanymi nam mandarynkami, pomarańczami, ananasami czy arbuzami spotkamy kilka innych...
Do jednych z najpopularniejszych należą rambutany (wyglądają trochę jak truskawki z zielonymi kolcami). Po rozcięciu łupinki wyłania się biały galaretowaty i słodki miąższ.
Innym, często spotykanym jest durian, przez niektórych uważany za króla owoców tropikalnych. Owoc przypomina kolczastą łuskę, jego miąższ spożywa się na surowo lub poddaje się go różnorodnym procesom, głównie suszenia i fermentacji. Co ważne i ciekawe, jego skórka strasznie brzydko i intensywnie pachnie (ze względu na zawartość siarczków) - dlatego też w wielu miejscach (np. w metrze) znajdziemy napisy informujące o zakazie wnoszenia durianów.
Langsat - to jasno-beżowe owoce wielkości śliwki, rosnące w kiściach, podobnie jak winogrona. Pod cienką skórką znajdziemy biały miąższ o konsystencji galaretki - jest jednocześnie słodki i lekko kwaskowaty.
To tylko kilka z owocowych ciekawostek. Można by tu napisać dużo więcej, warto jednak samemu popróbować będąc w Tajlandii.
Coś na ząb
Przechadzając się jedną z alejek docieramy do sekcji kulinarnej - jest to istny raj dla smakoszy. Przeważają tu grillowane kurczaki, przeróżne szaszłyki i wędzone ryby. Koniecznie warto spróbować tu tajskich specjałów - nie znajdziecie ich w knajpkach w miejscowościach turystycznych! Najlepiej wziąć po jednym z „szaszłyków”, które oferuje sprzedawca. Szczególnie polecamy kurczaki, kiełbaski oraz „rybne kulki” z papryką. Do zestawu dostaniemy surówkę i sos. Pamiętajmy przy tym, że Tajowie lubią jeść na ostro, dlatego nie zaszkodzi powiedzieć - not spicy
Jeśli myślicie, że na każdym kroku tajskiej ulicy spotkacie smażone „robale” (larwy, szarańcze, skorpiony), to mylicie się - znajdziecie je jednak na bazarach. Takie „robale” są wyzwaniem samym w sobie. Znajdziemy tu przeróżne owady już wcześniej usmażone. Nie da się powiedzieć, aby stoiska te cieszyły się dużym zainteresowaniem lokalnej ludności. Największe wrażenie robią dość pokaźnych rozmiarów larwy. Pytanie tylko czy warto spróbować - osobom, które przemogą się - życzymy smacznego?
Coś na żywca (owoce morza, kurczaki, mięso)
Gdy zapada zmrok, nad stoiskami zapalają się światła, które tylko wyostrzają nasze zmysły. Koniec handlu to godzina 21-22, gdy plac pustoszeje, a handlarze podliczając swój utarg już myślą o kolejnym dniu.
Brak komentarzy. |