„Uważaj na pasach - kierowcy dopiero uczą się tu, że należy się przed nimi zatrzymać” - takie słowa słyszałem notorycznie podczas każdej swojej wyprawy Brazylii. Faktycznie 2012 rok upłynął za oceanem pod znakiem intensywnych kampanii społecznych w zakresie kultury jazdy na brazylijskich drogach. Mieszkańcy powoli adaptują światowe standardy. Z wrodzoną sobie przekornością...
Taksówkarz z piekła rodem
Moja druga podróż do Brazylii zaczęła się wyjątkowo za sprawą Thiago, który za kółkami białej taksówki w Belo Horizonte spędził ostatnie dziesięć lat. To był pierwszy moment, kiedy pomyślałem, że brazylijski sposób jazdy to kompletne szaleństwo. Było niedzielne popołudnie, stąd ruch na Avenida Alfonso Pena był dość płynny. Przyjemna sielska przejażdżka po mieście. Wszystko zmieniło się kiedy Thiago stanął na światłach, a z prawej strony podjechała kolejna biała taksówka. Panowie rzucili sobie krótkie spojrzenia i bez chwili namysłu ruszyli z piskiem opon. Po drodze prawie przejechaliśmy poczciwej Pani po piętach. Thiago zupełnie się nie przejmując umówionym przecież miejscem mojej podróży zjechał z głównej ulicy ścigając się ze drugą taksówką. Jazda trwała około 2 niekończących się minut, w ciągu których życie przeleciało mi kilkakrotnie przed oczami. Podobne odczucia miały na pewno co najmniej 3 osoby, których Thiago po drodze o mało nie zmiażdżył swoją rozpędzoną białą strzałą. Tak zaczął się mój pierwszy romans z brazylijską kulturą jazdy.
Przegląd? Jaki Przegląd?
Z największym sentymentem zawsze będę wspominał zielonego volkswagena Brasilia, którym obwoził mnie po Campinas mój drogi przyjaciel Salario. Zielony notorycznie się psuł. Jak to mówią umierał. Raz był to gaźnik, zaraz opona czy niedokręcona śrubka. Niemal codziennym treningiem stało się dla mnie pchanie poczciwej gabloty byle tylko odpaliła.
Kiedy toczyliśmy się Brasilią po raz kolejny, tym razem przez zatłoczoną ulicę zapytałem Salario o odpowiednik naszego przeglądu technicznego. Uśmiechnął się do mnie pewny siebie i powiedział, że zna samochód lepiej niż każdy mechanik. Po chwili samochód rozklekotał się na samym środku. Kontrolki zgasły a razem z nimi uśmiech Salario. Zanim przepchnęliśmy samochód zdążyliśmy się na dobre umorusać grzebiąc w silniku. Po godzinie dywagacji, Salario z wyrazem dumy na ustach podał swoją teorię.
Brak benzyny... To kolejna powszechna brazylijska przypadłość. Nie zdarza się, żeby zatankowali za więcej niż dwie dychy. Nie wiem czy wynika to z kultury czy jakiś obyczajów (nikt nie potrafił mi tego wyjaśnić) ale rzadko kiedy bak brazylijskiego samochodu bywał pełny. Ruszyliśmy zatem w miasto z kanistrem szukając stacji benzynowej. Po godzinie udało nam się wrócić z pełnym bakiem. Nie miejcie mylnej nadziei, że była to dla Salario nauczka. Za dwa dni znowu zasuwałem z kanistrem. Ten tak ma!
Obopólna wina
Nie raz można mieć do brazylijskich kierowców nie lada pretensje. Nie raz zachowują się po prostu bezczelnie hamując przed przechodniem w ostatnim momencie z piskiem opon. Nie jednego może to przyprawić o zawał serca. Dotarło to do mnie dopiero po czasie, ale przechodnie nie pozostają kierowcom dłużni. Nie raz wskakują na środek zatłoczonej ulicy bez najmniejszego ostrzeżenia zagrażając sobie i innym. Czasem można odnieść wrażenie toczącej się wokół nas batalii między dwiema przeciwstawnymi siłami, z której nie wynika nic poza ulicznym harmidrem i skaczącym ciśnieniem. Ta uliczna dezorganizacja ujawnia się w wielu aspektach, jednym z najbardziej widocznych są motocykliści. W Brazylii, motor jest bardzo popularnym, relatywnie tanim i szybszym sposobem transportu niż samochód czy autobus. Niestety, małe rozmiary i duża szybkość są główną przyczyną licznych scysji między kierowcami a motocyklistami. Owocami scysji często bywają również wzajemne złośliwości, które nierzadko mogą się kończyć dość przykro dla obu stron. Liczba wypadków z udziałem motocyklistów, nie spada mimo kampanii społecznych. Nie można jednak odmówić jeździe motocyklem między sznurem samochodów kopa adrenaliny i frajdy którą daje.
W tym szaleństwie jest metoda
Mimo chaosu panującego zarówno na ulicach jak i chodnikach organizm zwany brazylijską kulturą jazdy działa. To że przybiera inną, często szaloną i niebezpieczną formę wpisuje się w styl życia Brazylijczyków. Chyba nikt nie oczekuje od nich niemieckiej dyscypliny. Nie ten kraj, nie to słońce, nie ta wolność.
Brak komentarzy. |