Był to wyjazd typu 7+7, czyli zwiedzanie Turcji klasyczną trasą oraz tygodniowy pobyt w zjawiskowym Oludeniz! Turcja przepiękna wyjazd bardzo udany. Same plusy.
Może zacznę od początku. Otóż kolejność mieliśmy odwrotną niż chcą wszyscy - czyli najpierw był pobyt, potem zwiedzanie! (dla mnie taka kolejność ma same zalety: zdążę się już przyzwyczaić do temperatur, słońca, wody a mój żołądek też już się zaprzyjaźnił z tutejszą florą bakteryjną, więc później na objeździe nic mnie nie rusza! - a inni chorują, oj chorują!).
Oludeniz to przesliczna miejscowość malowniczo położona wsród gór - niedaleko Fethiye, przepiękne, zjawiskowo usytuowane pośród gór, przy pięknej lagunie (widoczna jednak tylko w pełnej krasie z perspektywy lotu na paralotni - odważnym polecam paragliding - trochę strachu i frajda na resztę życia!) plaża miejska bardzo przyjemna choć kamienista, to jednak czyściuteńka i woda cudowna (szmaragdowo-turkusowa). Samo miasteczko niewielkie, ale urokliwe, z miejskim deptakiem/promenadą tętniącą wieczorami!
Z okolicznych atrakcji - skorzystaliśmy z oferty lokalnych biur podróży (z Triadą było bardzo drogo) i wykupiliśmy 3 wycieczki po okolicy:
Warto przejść cała trasę wąwozu - odcinek dostępny dla turystów bowiem jest króciutki (tylko jakieś 4 km w obie strony) - bo dalej są juz niebezpieczne wodospady. Ponieważ idzie się w bystrej, lodowatej wodzie pod prąd po nierównym dnie usianym śliskimi kamieniami - wysiłek jest porównywalny do zwykłego górskiego wąwozu z suchym dnem - jakbyśmy szli 10-12 km! lekko pod górę.
Oczywiście wszystko co dzieje się wokół - te widoki i szum, a raczej huk wody - na tyle nas oszałamia, że zupełnie zapominamy o koncentracji i uważnym stawianiu stóp, co może się skończyć niewesoło (mnie parę razy stopa utkwiła w jakiejś szczelinie pod wodą...). Znacznie wygodniej idzie się w parze, gdzie można się trzymać za ręce (bo prąd gna nas z powrotem) i momentami wygląda to tak jakbyśmy szli pod wiatr (powiedzmy: bardzo silny wiatr).
Dosyć trudno robi się tu zdjęcia, ponieważ przed wejściem do Wąwozu dostaje się woreczki foliowe do zapakowania aparatów i kamer (ze względu na wszechobecną tu bryzę), więc zrobienie tu fotki wymaga każdorazowego zatrzymania się, odpakowania aparatu z tej torby... pstryk... pstryk i trzeba to wszystko schować, żeby iść dalej i mieć wolne ręce (żeby jedną trzymać się ściany wąwozu, a drugą partnera/ki! (powieszenie aparatu na szyi odpada - sprawdziłam! - ponieważ człowiek się cały czas schyla, żeby przytrzymać się wystających głazów, między które trzeba ostrożnie trafiać stopami-więc aparat byłby cały zanurzony w wodzie! - najlepszy jest mały plecaczek na plecach).
Oczywiście, Ci którzy wybierają się tam w pełni lata - będą mieli znacznie mniej wody! ja byłam w wąwozie 4 czerwca - więc na początku sezonu gdzie wody jest najwięcej . Później im goręcej (lipiec/sierpień) - tym mniej wody.
W sierpniu podobno wody jest tu tylko śladowo gdzie niegdzie, no ale i wtedy jest całkowity brak emocji i frajdy związanej ze „zdobyciem” Wąwozu w pełnym nurcie!
Namawiam każdego, kto odwiedzi Turcję (okolice Fethiye, Oludeniz) do wycieczki do tego Wąwozu - naprawdę będą murowane niesamowite wrażenia, przeżycie i nieziemskie wręcz widoki!
SAKKLIKENT- to drugi - pod względem długości po kreteńskiej Samarii Wąwóz w Europie - tylko, że ten na całej długości dostępnego dla zwiedzających odcinka - ma wszędzie wokół te tzw. Żelazne Wrota (jak w Samarii) - wszędzie skały potwory - skały olbrzymy - widoki nieziemskie, przyjemny chłodzik (wąwóz jest w głębokim cieniu) - więc latem panuje tu przyjemny chłodzik i odświeżająca bryza), ale nie da się go oczywiście przemierzyć tzw. suchą nóżką! - idzie się bowiem w wodzie: czasami do kolan, czasami do kostek- najczęściej jednak wpada się po tyłek w wodzie - i OBOWIĄZKOWO trzeba mieć - GUMOWE BUTY- bez nich w ogóle nie zostaniemy wpuszczeni do Wąwozu ze względów bezpieczeństwa - dno wąwozu jest bardzo kamieniste, śliskie i po prostu niebezpieczne, ale widoki i przeżycia zrekompensują to wszystko! Wąwóz jest po prostu wspaniały - odsyłam do moich fotek! (jako ciekawostka: widziałam tam przewodnika jakiejś grupy w klapkach -japonkach! - trzeba być nie lada artystą cyrkowym, żeby przejść ten „piekielny” wąwóz pod prąd w japonkach!!!Brak komentarzy. |