Polska - KARKONOSZE, góry, które w sercu noszę...:) - relacja z wakacji
O Karkonoszach rozmyślaliśmy już od kilku ładnych lat chcąc spędzić tu trochę dni, ale więcej niż tylko przedłużony weekend, bo z Warszawy to stanowczo za daleko na 3 dniowy wypad. W tym roku nadażyła się okazja a dodatkowa czerwona kartka w kalendarzu ( święto 15.VIII) stworzyła dogodną okazję do zaoszczędzenia urlopu i wybraliśmy się w końcu na całe 8 dni wybierając jako lokalizację na pobyt - Karpacz.
Oczywiście był też minus takiej decyzji - 3 dniowy weekend w dodatku jeszcze w terminie wakacji skumulował tu nieziemskie tłumy; dlatego z decyzją wyruszenia na szlaki i inne wycieczki wstrzymaliśmy się do wtorku, a cały weekend ”odpoczywaliśmy” w pensjonacie :)
Ja do Karkonoszy mam ogromny sentyment; spedziłam tu kilka wakacji w czasach dzieciństwa na koloniach letnich; później przyjeżdzałam tu jako nastolatka na obozy młodzieżowe, gdzie chodziliśmy głównie po górach; kilka razy w czasach liceum przyjeźdżałam też w Sudety (konkretnie do Międzygórza) na zimowiska - uczyc się jeździć na nartach i zdobywać Śnieżnik:)..... dlatego dla mnie powrót w te strony po wielu latach - to była rozkoszna podróż sentymaentalna, pełna wspomnień z łezką w oku.
Jadąc tu mieliśmy w głowach jakiś ogólny rys pobytu, ale bez specjalnego sztywnego planu; chcieliśmy trochę połazić sobie z kijkami w scenerii pięknych karkonoskich krajobrazów bez forsowania i zbytniego wysiłku, bardziej jako taką przyjemność samą w sobie; odwiedzić trochę stare kąty; posłuchać szumy Szklarki i Kamieńczyka; popatrzeć ze Śnieżki na cudne Karkonosze i na Kotlinę Jeleniogórską; chcieliśmy też zejść pieszo do Karpacza celowo niebieskim szlakiem, żeby móc nacieszyć oczy urodą Strzechy i Samotni i po prostu żeby powdychać górskie powietrze; mieliśmy też ochotę na inne szlaki i wybraliśmy uroczy dzień wspinając się lasem do zamku Chojnik; postanowiliśmy też ze 2 dni pojeździć po Kotlinie Jeleniogórskiej i popodziwiać różne mniejsze i większe pałace zamienione za grube pieniądze przez nowych właścicieli w klimatyczne hotele, jak również planowaliśmy też jakieś zdrojowe klimaty; myśleliśmy o Świeradowie albo Cieplicach; wygrały Cieplice zostawiając Świeradów na kolejny urlop może za rok, bo znów się tu wybieramy, tyle że tym razem raczej do Szklarskiej Poręby.
Popołudniami i wieczorami sporo spacerowaliśmy po Karpaczu, albo błąkaliśmy się po okolicy. Jakże to wszystko się tu pozmieniało….; może karpacki deptak nie zmienił się aż tak bardzo jak zakopiańskie Krupówki, ale jednak komercja dotarła wszędzie i mimo, że bardzo nam się tu podobało, to jednak nie ma tu już ducha jakiego można było znaleźć tu jeszcze dwie dekady temu….. raczej nie ma go już chyba nigdzie…..; a może jest jeszcze w maleńkim urokliwym Międzygórzu, który mamy zamiar odwiedzić przy okazji planowanego wypadu w te strony za rok ? zobaczymy…..
Mieliśmy też lekko sprecyzowany plan B – czyli opcję awaryjną na ewentualne deszczowe dni – a tutaj nie można się nudzić nawet w deszcz, bo atrakcji w okolicy jest naprawdę sporo: nasz plan B zakładał m.in.: sztolnie uranu w Kowarach, hutę szkła Julia, muzeum Przyrodnicze w Szklarskiej, Multimedialne Muzeum „Karkonoskie Tajemnice” i Sportu i Turystyki - oba w Karpaczu; zamek Czocha; ale niestety ( a może i stety:)) cały plan B runął bo niczego z tej listy nie zrealizowaliśmy , z tego prostego powodu, że deszcz nam nie dopisał :); dosłownie nie pokropiło nawet przez cały tydzień pobytu! a słońce świeciło nam jasno od rana do wieczora, więc szkoda było tracić taką pogodę na „zamknięte” atrakcje:)
Jak już weekendowi turyści powracali do swoich domów, to my rozpoczęliśmy nasze karkonoskie wędrówki... a zaczęliśmy od wodospadów w Szklarskiej Porębie.
Najpierw była Szklarka, która usytuowana jest blisko od parkingu przy szlaku na Chybotek; stąd nie prowadzi do niej żaden długi ani tym bardziej trudny szlak, bo można do niej dojść krótką, leśną ścieżką w kilka minut; miejsce jest piękne, przyroda wokół wspaniała a letnie słońce dodaje tylko uroku scenerii rozpoczynającemu się tu odcinkowi Wąwozu Szklarki, gdzie na skalnym progu na wysokości 520 m n.p.m. znajduje się chyba najbardziej znany karkonoski wodospad, spadający w dół spiralnie zwężającą się kaskadą.
Szklarka nie jest imponująco wysoka, bo strumień wody wodospadu ma wysokość zaledwie 13,3 m, ale nie można odmówić jej urody.
Pierwsze wzmianki o tym Wodospadzie pochodzą już z czasów średniowiecza. W 1868 roku przy wodospadzie wybudowano gospodę, która z czasem przekształcona została w dzisiejsze Schronisko „Kochanówka”. Wielką atrakcją dla XIX turystów było regulowanie przepływu wody dopływającej do wodospadu i spuszczanie jej po pobraniu opłat od gości. Przez wiele stuleci wodospad ten był uwieczniany na rycinach i obrazach, bowiem od zawsze uważano to miejsce za szczególnie piękne i romantyczne i czar miejsca nie zmienił opinii do dzisiaj, chociaż komercyjne budki z pamiątkami wokół, setki samochodów na pobliskim parkingu, gwar z „Kochanówki” i tłumy ludzi – bezpowrotnie zabrały temu miejscu klimat z dawnych rycin, klimat ciszy, spokoju i sielskiego ukojenia....
Ze Szklarki udajemy się w stronę Kamieńczyka, gdzie z parkingu przy Szosie Czeskiej wyruszamy Głównym Szlakiem Sudeckim w stronę wodospadu. Z początku ścieżka prowadzi lekko pod górę w pięknych leśnych plenerach ; potem robi się nieco bardziej stromo i trzeba się troszkę powspinać po kamieniach i korzeniach, które wyglądają pięknie acz nieco upiornie:), aby w końcu dojść do kas, które znajdują się tuż przy zejściu do Kanionu Kamieńczyka.
Chyba każdy wie, że Kamieńczyk to najwyższy wodospad w całych polskich Sudetach; kiedyś uczyli tego już w IV klasie podstawówki; dzisiaj nie wiem czy w ogóle tego uczą, ale reformę szkolnictwa zostawmy tym, co się na tym (niby?) znają:) .
Próg wodospadu znajduje się na wysokości 843 m n.p.m. ,a sam wodospad spada ładną trójstopniową kaskadą o wysokości 27 m wprost do przepięknego Wąwozu Kamieńczyka, który ma ok.100 m długości, a jego pionowe ściany sięgają ponad 25 m wysokości, przy szerokość nieprzekraczającej 4 metry.
Za Kaskadą znajduje się tajemnicza jaskinia, zwana Złotą Jamą, która jest sztucznie wykutą grotą przez Walończyków.
Schodzimy metalowymi schodkami w dół a później zmierzamy metalową „promenadą” do kanionu by popodziwiać wodospad, ale wcześniej trzeba założyć kask ochronny (obowiązkowo). Dla tych widoków warto a nawet trzeba odwiedzić to miejsce; można poczuć się jakbyśmy nagle zeszli do baśniowego królestwa i znaleźli się w innym świecie, jak w Krainie Narnii ( zresztą to właśnie tu były kręcone niektóre sceny do tego filmu).
Kolejny dzień to Śnieżka; byliśmy tu bardzo dawno temu, ale każda wyprawa w Karkonosze bez Śnieżki się nie liczy, więc to atrakcja wręcz obowiązkowa:) ; Wjeżdżamy sobie wygodnie na Kopę wyciągiem krzesełkowym, bo na dziś wspinaczka nie jest naszym celem samym w sobie, a raczej zejście do Karpacza długim, ale pięknym szlakiem niebieskim, więc jeszcze zdążymy się nachodzić:). Z Kopy kawałeczek dochodzimy do Domu Śląskiego a stamtąd wspinamy się już bezpośrednio na szczyt po wąskich kamiennych schodkach- niby to tak nie daleko, ale można się nieco umęczyć:); ( ciekawe, że 25 lat temu skakałam tu jak kozica i nie pamiętam żadnego zmęczenia:).
Dosłownie jak zdążyliśmy wejść na samą górę i usiąść pod drewnianą kaplicą św. Wawrzyńca, żeby zjeść kanapeczki:)- za chwilę załamała się piękna pogoda, która była tego dnia. Nie padało, ale zaciągnęły tak gęste chmury, że ci co dopiero wchodzili, nie ujrzeli już widoków jakie się roztaczają z karkonoskiej Królewny.
Mimo, że wybraliśmy się tu w zwykły dzień w środku tygodnia, to tłum jaki tu zastaliśmy trochę nas zniechęcił; nie tak wyobrażam sobie górskie wędrówki….; rozumiem, że każdy chce tu wejść i popodziwiać te widoki, ale efektem tego była ilość ludziuff jak w tokijskim metrze!!!:)
Schodzimy wygodnym zejściem z drugiej strony, starą Drogą Jubileuszową i od Domu Śląskiego kierujemy się na niebieski szlak, żeby w pięknych okolicznościach przyrody dojść do najładniejszych (moim zdaniem) karkonoskich schronisk: najpierw więc Strzecha Akademicka, a potem absolutnie najpiękniejsza – Samotnia, położona malowniczo w Kotle Małego Stawu. Stąd zaczynają się najpiękniejsze widoki tego szlaku; tutaj niesamowite karkonoskie skały można podziwiać w całej okazałości ich majestatu i piękna; szkoda, że zaszło słoneczko, choć temperaturowo to był bardzo fajny dzień na taki trekking.
Powrót do karpacza skracamy sobie troszkę, bo zamiast schodzic do kościółka Wang, skręcilismy ze szlaku w Doline Pląsawy; z tego szlaku wychodzimy tuż przy Dzikim Wodospadzie, gdzie nieopodal zostawiliśmy samochód.
Jadąc w Karkonosze mieliśmy zarysowany w głowach zarys planu co chcemy zobaczyć, co możemy a co musimy koniecznie i poza Kotliną Jeleniogórską, wodospadami i Śnieżką myśleliśmy również o Szrenicy, ale tłumy na Śnieżce wybiły nam ten pomysł z głowy; uznaliśmy, że pewnie tu wrócimy za rok lub dwa, ale wybierzemy może jakiś szczęśliwszy termin: jakiś początek czerwca, albo wrzesień..., żeby uniknąć przynajmniej wakacyjnych urlopowiczów. Szrenica musi więc poczekać, a my postanawiamy udać się na pieszą wycieczkę do Zamku Chojnik;
Wieczorem wyszperałam w sieci że najmniej uczęszczany i najmniej wygodny (za to piękny) szlak na Chojnik prowadzi z Zachełmia leśnym szlakiem żółtym, który prowadzi z Podzamcza, ale my wkraczamy na niego z czarnego szlaku na który wchodzimy w środkowej części Zachełmia (lub tez można z zielonego szlaku z Przesieki). Okazuje się że jest tu zupełnie pusto! Na parkingu stoi tylko jeden samochód i drugi nasz:) to lubię….. tylko las i my :) i już od samego początku gęba mi się cieszy z tego powodu:), wprawdzie na szlaku mijaliśmy od czasu do czasu jakąś parkę czy rodzinkę z dziećmi, ale generalnie w porównaniu ze Śnieżką był tu taki natłok ludzi jak na Antarktydzie:) idziemy sobie więc spokojnie słuchając ptaszków i szumu drzew i wspinając się pod górę. Czas dojścia do zamku to ok 1-1,30 godz. w zależności od tempa.
Na „podzamczu” jest już jednak bardziej tłoczno; bo większość turystów wyłania się ze szlaków które rozpoczynają się w Sobieszowie. Zwiedzamy sobie zamek, a w zasadzie jego malownicze ruiny, tyle, że częściowo zrekonstruowane; wdrapujemy się na wieżę, skąd pięknie widać całą rozległą okolicę.
Chojnicki zamek został wzniesiony w połowie XIV wieku, a pierwsza pisemna wzmianka o nim pochodzi z 1364 r. W 1399 roku starosta księstwa świdnicko-jaworskiego Benesz z Choustnik za aprobatą króla Czech Wacława IV zastawił zamek Gotsche II Schofowi, i tym samym zamek wszedł w posiadanie znanej na tych ziemiach rodziny Schaffgotschów, którzy władali nim przez kilka wieków. Zamek składa się z zamku dolnego otoczonego fortyfikacjami, górnego, a z jednej strony, od północy wznosi się cylindryczna wieża, a w przeciwległym narożniku baszta.
W środku na dziedzińcu znajduje się pręgierz o wysokości 4 m.; zachowały się pozostałości budynku mieszkalnego, dawnej kuchni, cysterny na wodę, sali sądowej i pozostałości późnogotyckiej kaplicy zamkowej.
Całość tej warowni położona jest na szczycie Góry Chojnik, która wznosi się na wysokość 627 metrów n.p.m., a od jej południowej strony znajduje się 150-metrowe urwisko opadające do tzw. Piekielnej Doliny, z którą zapewne związana jest tutejsza piękna legenda o księżniczce Kunegundzie, córce zamożnego właściciela zamku, o której rękę starało się wielu zacnych rycerzy; jednak księżniczka stawiała śmiałkom warunek: że zostanie żoną tego, który w pełnej zbroi objedzie na swoim wierzchowcu zamkowe mury . Zadanie to było jednak niewykonalne z powodu owych stromych zboczy prowadzących do Piekielnej Doliny; mimo to wielu rycerzy próbowało swoich sił, ale wszyscy ginęli spadając w przepaść doliny.
Przez lata straciło tu życie wielu młodzieńców, aż na zamku pojawił się pewien rycerz, który od pierwszego wejrzenia bardzo spodobał się Kunegundzie, której serce mocniej drgnęło na jego widok i która chciała zrezygnować ze śmiertelnego warunku, ale dumny śmiałek podjął wyzwanie objechawszy zamek, a jego koń utrzymał się szczęśliwie nad urwistą przepaścią. Księżniczka cała szczęśliwa pospieszyła na powitanie dzielnego rycerza, ale ten ani drgnął i odrzekł, że nie będzie wiązał się z Kunegundą, gdyż przez jej okrutny pomysł zginęło wielu niewinnych dzielnych rycerzy i…… odjechał, a Kunegunda, nie mogąc znieść takiego upokorzenia rzuciła się w górską przepaść kończąc w taki oto sposób swój żywot.
Nasze kolejne dni pobytu upływały nam na spacerkach po Karpaczu i wokół niego , wycieczkach po zamkach i pałacykach Kotliny Jeleniogórskiej, krótkim wypadzie do czeskiego Adrspachu – co opisałam Wam w osobnych częściach.
Jedna rzecz na koniec: koniecznie musimy wrócić jeszcze w te strony po raz kolejny …. bo miejsc do odkrycia i wspaniałych atrakcji w tym regionie naszego kraju jest tu doprawdy zatrzęsienie, podobnie jak i w innych częściach Polski... a taki krótki, nawet tylko tygodniowy urlop jest zawsze przemiłym przerywnikiem w poznawaniu dalszego świata….
Planujesz wakacje? Zobacz nasze propozycje wycieczek:
Komentarze:
piea 2016-09-21 | Papuas, a gdzie tam Relacja! - to dopiero preludium:)
- relacja się "pisze" :) |
papuas 2016-09-20 | no jest relacja
Fajnie mieliście z tymi pogodnymi spacerami.
Jaka zrugana?? Trochę konstruktywnej krytyki z której teraz, po obejrzeniu zamków, się wycofuję. Przyznaję, że czas pobytu został w pełni wykorzystany - góry i pałacyki.
Tak, tak - czas płynie nieubłaganie i nic, i nigdzie nie jest tak jak przed 20 czy 40 laty. Nawet takie dzikie zakątki jak Beskid Niski się zmieniają.
Oczywiście podtrzymuję rekomendację szlaku przez Śnieżne Kotły jeśli nie byliście. |
piea 2016-09-10 | no i zostałam zrugana:) i nie bardzo wiem za co?:)
w zasadzie wszystkie swoje wyjazy traktujemy lajtowo, jako przyjemność a nie wyzwanie...
za rekomendację dziękujemy, Szrenicę, Szklarską i w ogóle część zachodnią zostawiliśmy sobie na przyszły rok, bo jednogłośnie tam wracamy (przynajmniej taki jest plan); ten wyjazd był bardziej "okołokarpaczowy" i na Szrenicę nie starczyło już czasu (tam zresztą też byliśmy, tylko dawno temu:)
PS. no z tą młodzieżą, to pojechałeś po całości...:):):) |
papuas 2016-09-09 | Muszę skrytykować (no troszeczkę). Karkonosze, jak na taką młodzież, potraktowane zbyt lajtowo. Samochód i niższe szlaki (poza Śnieżką). Ale chociaż tyle powspominałem. A tu aż się prosi wyjazd na Szrenicę i grzbietem w stronę Śnieżki. Osobiście polecam Śnieżne Kotły zarówno z góry jak i przede wszystkim przez. Gdzieś od schroniska "Pod Łabskim Szczytem" schodzimy do ŚK. |