Polska - Jesienne szwendaczki z Babim latem.... - relacja z wakacji
Nie była to żadna podróż stricte październikowa, tylko w zasadzie kilka różnych wypadów jesiennych (od września do listopada) po Mazowszu Północnym; więc to takie tam po prostu kilka okolicznych wypadów-szwendaczek; bo mimo, że robiłam jakieś dalsze wyjazdowe „zakusy” na tegoroczną jesień, to nie udało się nigdzie wyjechać tym razem, (może to trochę przez to cieplutkie Babie Lato - wyjątkowo długie i piękne tego roku…? a może i trochę przez ważniejsze priorytety?....:), no nic to… odbiję sobie może w kolejnym terminie:)
Dosyć często kręcimy się w okolicach Pułtuska i Ciechanowa, bo mamy tam fajnych znajomych, których od czasu do czasu odwiedzamy z tzw. re-wizytą, a że mieszkamy po północnej stronie od Warszawy, to mamy tam całkiem niedaleko i czasami zbaczamy z trasy w celu odwiedzenia jakiegoś ciekawego miejsca ; ale ciekawych miejsc w woj. mazowieckim nie ma za wiele – w końcu to nie Dolny Śląsk, który naszpikowany jest atrakcjami co krok!, więc jak się nie ma co się lubi…. to się zagląda w takie różne dziury 😊 ; a jedną z takich całkiem ciekawych odkryliśmy zupełnie przypadkowo nie wiedząc nawet, że coś takiego tu istnieje; a mowa jest o Gołotczyźnie – miejscu niezwykle sielskim, ładnie zachowanym i to w duchu Pozytywizmu ; - (prawda, że też nie słyszeliście o takim miejscu? no bo kto o nim słyszał? kto zna takie miejsce o dziwnej nazwie? – zero reklamy, zero PR-u, to i słuch o tym miejscu zupełnie zaginął.... , a co ciekawe nikogusieńko tu nie było! byliśmy tu zupełnie sami 😊 no byłam wreszcie wniebowzięta !!! :) żadnych ludziuff ani mistrzuniów drugiego planu 😊 - tylko my i Pani przewodnik, która oprowadziła nas po wszystkich obiektach i opowiedziała mnóstwo ciekawych historii związanych z tym miejscem... (na nasz widok, obie zaskoczone naszą obecnością Panie - i znudzona lekko Przewodniczka i nieco ziewająca Pani ”portierowo-kluczowa” mocno się ożywiły, przez co mniemam, że nie często ich tu odwiedzają... 😊 )
Kiedyś w Polsce, a zwłaszcza na terenie obecnego Mazowsza istniały setki, albo raczej tysiące - wielkich ziemiańskich majątków, na terenie których stały piękne dworki lub urokliwe, romantyczne pałacyki ; ale niewiele tego zostało po wojnie i późniejszych latach, kiedy to nasi radzieccy „wyzwoliciele” dokonali końca żywota tego co ominęły wojenne bomby ; ale niektóre takie obiekty przetrwały lub miały szczęście znaleźć fundusze, które nie pozwoliły im zamienić się w zgliszcza i ruiny; takim miejscem jest właśnie Gołotczyzna niedaleko Ciechanowa, majątek dworski zamieniony dziś na istniejące tu Muzeum Pozytywizmu.
(Kiedyś zwiedzaliśmy podobny, choć znacznie większy majątek w tych okolicach – Zespół dworkowo-pałacowy w Opinogórze, gdzie mieściła się siedziba rodziny Krasińskich (tych Krasińskich:) a obecnie działa dla odmiany Muzeum Romantyzmu).
Wróćmy jednak na Gołotczyznę – a cóż to takiego jest? – dziś miejsce jest Oddziałem Muzeum Szlachty Mazowieckiej w Ciechanowie : zachował się tu ładny murowany Dwór Aleksandry Bąkowskiej, która była ostatnią właścicielką majątku, kobietą o niezwykle silnej osobowości jak na czasy, w których przyszło jej żyć, i założycielką pierwszej na Mazowszu Szkoły Rolniczej dla Dziewcząt; Majątek na Gołotczyźnie oprócz dworu mieści też obok – mały dworek zwany „Krzewnią” w którym na ponad 20 lat zamieszkał Aleksander Świętochowski- pisarz, jeden z głównych przedstawicieli Pozytywizmu, ale i przede wszystkim wielka, choć nie do końca spełniona - miłość Aleksandry…, bowiem w chwili wybuchu uczucia między tą dwójką, Świętochowski miał już żonę, która za nic w świecie nie chciała dać mu rozwodu, więc ta para nigdy nie wzięła ślubu; dzisiaj może to nieco dziwić, szczególnie młodzież, że po co im cały ten ślub?, ale nie zapominajmy, że w tamtych czasach życie w „konkubinacie” postrzegane było raczej jako skandal obyczajowy; ale właścicielkę gołotczyźnianego majątku mało obchodziły panujące konwenanse, bo ”zainstalowała” sobie ukochanego tuż pod nosem - w mniejszym dworku, owej ”Krzewni”, oddalonej od jej własnego Dworu jakieś 300-400 metrów i wiodła z nim szczęśliwy żywot ”pod bokiem i jednocześnie na odległość” 😊, co jakoby miało stępić nieco jadowite jęzory i załagodzić zawistne oczy ówczesnej społeczności sąsiedzkiej i ”udobruchać” ich trochę 😊 ; w każdym razie cała historia tej dwójki jest niezwykle romantyczna i trochę tajemnicza...
To tyle tytułem wstęp, a kto jest bardziej ciekawy takich historii – po więcej musi odwiedzić Gołotczyznę...;
Wspomnę tylko jeszcze że na terenie majątku istnieje oprócz Dworu głównego i budynków folwarcznych oraz dworku ”Krzewnia” jeszcze jeden obiekt - mały, urokliwy drewniany domek - zakwalifikowany jako dworek drobnoszlachecki, który został tu przeniesiony z nieodległej miejscowości Mężenino-Węgłowice ; ale szczerze mówiąc definicja dworku, nawet takiej małej siedziby drobnej szlachty jakoś mi nie do końca pasuje, no bo jaki to tam zaraz dworek? - ot mała urokliwa chałupinka, ładny drewniany domek, nieźle zachowany, ale gdzież mu tam zaraz do dworku?
Całość tych zabudowań tworzy tu dzisiaj ekspozycję Muzeum Szlachty Mazowieckiej” i działa również w charakterze multimedialnym jako ”Centrum Kultury Drobnoszlacheckiej”.
****************
W tym roku jesienią bardzo często chodziliśmy na grzyby, więc którejś słonecznej soboty wybraliśmy się do lasu.... oczywiście że na grzyby 😊 ; po raz chyba dwudziesty któryś tej jesieni 😊 , bowiem grzyby w tym sezonie dopisały nad wyraz obficie .... a obydwoje uwielbiamy łazić po lesie i zbierać grzyby; doszło już nawet do tego, że prosto z lasu z koszykami pełnymi podgrzybków wstępowaliśmy na chwilę do teściowej, żeby zostawić jej nasze zbiory, bowiem mieliśmy zdecydowanie nadprodukcję grzybów 😊; nawet sama nie wiem ile papierowych toreb suszonych grzybów wylądowało na półkach mojej spiżarni? ale - sporo tego... plus 2 szuflady w zamrażarce zamrożonych z których wychodzą teraz wyśmienite zupy i sosy i ..... 108 słoiczków w marynacie 😊 ; nie wiem tylko kiedy my to wszystko zjemy? a nasze dzieci nie chcą już od nas podarków pod postacią grzybów i nałożyli na nas grzybowe embargo 😊😊😊 - kilka fotek z tegorocznych grzybobrań zamieszczam więc w tej jesiennej galerii.
***************
W któryś z kolejnych październikowych weekendów wybraliśmy się do Serocka – to małe, ale urokliwe miasteczko w typie klimatycznego letniska, położone nad zalewem Zegrzyńskim u ujściu Buga i Narwi tworzącym wielkie rozlewisko do Wisły. Serock to w skali naszego kraju dość stare miasto, bo pierwsze wzmianki o nim pochodzą z 1065 roku.
Miasto położone było wówczas na trasie szlaku handlowego wiodącego z Gdańska na Ruś , znajdowało się tu tzw. podgrodzie targowe; w latach 1113–1124 wymieniano go jako jeden z ważniejszych książęcych grodów mazowieckich, w którym funkcjonuje przeprawa przez rzekę z komorą celną. Prawa miejskie Serock otrzymał już w 1417 r. nadane mu przez księcia Janusza I; Z tego okresu zachował się układ urbanistyczny w postaci m.in. kwadratowego rynku istniejącego do dziś i późnogotycki i dodatkowo bardzo ładny, choć niewielki kościół parafialny, słynący z kul armatnich w ścianach z czasów I wojny światowej; o tym kościele było dość głośno w 2013 roku, bowiem wzięła tu ślub chyba najbardziej znana celebrycka para naszych czasów – gwiazda Bayernu Monachium Robert Lewandowski i jego wybranka Anna Stachurska.
Z tego kościoła prowadzi bardzo ładna ścieżka wijąca się po pofałdowanym terenie, a raczej krótki, malowniczy szlak biegnący dołem swoistego jaru którym można dojść pieszo do stanowiska średniowiecznego grodziska „Barbarka”, które istniało tu na czymś w rodzaju majdanu - w XII wieku; dziś jest tu tylko pusty plac z ładnym widokiem na rozlewiska Bugo-Narwii, miejsce zaznaczone pamiątkową tablicą, że istniało tu Grodzisko. Jesienią, szczególnie w słoneczny dzień mamy zapewnione tu ładne plenery spacerowe.
******************
No to teraz czas na Pułtusk - to bardzo urokliwe, niewielkie miasteczko na północnej mapie Mazowsza, urokliwie położone nad Narwią na skraju Puszczy Białej, z prawami miejskimi od 1257 roku!
Miasto było trzecim, po Warszawie i Płocku, miastem na Mazowszu z murowanymi fortyfikacjami; dziś znane jest najbardziej z Zamku Biskupiego z XIV wieku przerobionego obecnie na ”Dom Polonii”; - jak pogrzebiecie głębiej w moich wcześniejszych Relacjach - znajdziecie tam dokładniejsze opisy, bo turystycznie jeździliśmy do Pułtuska kilkakrotnie już wcześniej, jeszcze w czasach zanim poznaliśmy parę rodowitych pułtuszczanin ( nowych znajomych, których ”przywieźliśmy sobie” z Gran Canarii i od tamtego czasu regularnie się odwiedzamy :) Czasami więc w ramach rekreacji spacerujemy sobie razem po Pułtusku odwiedzając tam różne fajne miejsca... zapraszam więc na małą fotogalerię przy okazji jesiennego spaceru na początku listopada.
**************
Kolejną z naszych tegorocznych jesiennych wycieczek była wizyta w pobliskim Jadwisinie, gdzie w plenerach słonecznej listopadowej niedzieli udaliśmy się do miejsca, o którego istnieniu nie wiedzieliśmy, więc to nowe, małe odkrycie tym bardziej nas uradowało; a mowa jest o tutejszym Rezerwacie Przyrody pod tajemniczym tytułem: „Wąwóz Szaniawskiego” ; oczywiście nie jest to żaden wąwóz w ogólnym rozumieniu szeroko pojmowanej definicji wąwozu; bo nie spodziewajcie się ujrzeć tu żadnych skalnych ścian niestety ani nawet niczego, co przypominałoby urodziwe lessowe korzeniowe parowy, jakie spotkać można w okolicach Kazimierza nad Wisłą czy Sandomierza;
Ale Wąwóz Szaniawskiego to urokliwa miejscówka, głównie przez położenie nad brzegiem Zalewu Zegrzyńskiego i dzięki pofałdowaniu terenu na tzw. skarpie nadnarwiańskiej ; Rezerwat ten nie jest jakiś ogromny, bo jego powierzchnia zajmuje coś w granicach 13 ha, a wraz z utworzoną otuliną- pewnie nawet i drugie tyle, ale tworzy naprawdę fantastyczny plener na spacery na łonie przyrody , a późną jesienią (końcówka listopada) jest tu nad wyraz pusto i spokojnie choć pewnie nie tak ładnie jak o innych porach roku, no ale wiosną czy latem szczególnie - nie powitają tu nikogo takie pustki jak w listopadzie… no coś za coś….
Nazwa Wąwozu wzięła się od istniejącego tu od roku 1838 - dworku modrzewiowego rodziny Szaniawskich , który istniał tu do 1977 roku, niestety nie miał szczęścia przetrwać do naszych czasów, bowiem całkowicie strawił go pożar; na szczęście znany pisarz i dramaturg- ostatni mieszkaniec i właściciel Dworku nie dożył tej smutnej chwili, bo zmarł 7 lat przed pożarem.
Dziś w leśnych zaroślach nie zachowało się w zasadzie nic…. przetrwały resztki bramy wjazdowej i fragment schodów oraz murów piwnicznych; stoi tu pamiątkowy głaz z tablicą i informacją o tym miejscu i tyle… teraz tylko wiatr tu hula i wszechobecne bobry, które „rąbią” tutejsze drzewa zwalając je wprost do wody i tworząc nad brzegiem malownicze plenery i domy dla ptactwa
Planujesz wakacje? Zobacz nasze propozycje wycieczek:
Komentarze:
kawusia6 2019-12-27 | Jak zwykle super mega opracowanie- wiadomości znane oraz "smaczki" czyli ciekawostki. Zdjęcia też piękne- warto się zagłębić zwłaszcza teraz gdy pogoda nie rozpieszcza. |