Polska - Gdynia Orłowo - relacja z wakacji
W czerwcu tego roku, chyba z tydzień po powrocie z Apulii - trafił mi się krótki służbowy wyjazd szkoleniowo-integracyjny; wyjazd wyjątkowo przyjemny, ponieważ nie była to taka typowa, męcząca delegacja, gdzie większość czasu spędza się albo na jakiejś nudnej konferencji (na której obowiązkowo trzeba być:)) albo z laptopem, papierami i kontrahentami siedzieć i uwijać się w stresie i w skupieniu; tym razem było zdecydowanie bardziej na luziku i na spokojnie - z dużą ilością czasu wolnego; choć ten w sporej mierze był też ”służbowy” bo wszelkie wyjścia do knajpek, piwiarni czy inne zajęcia integracyjne były w grupie współpracowników (wszak to w końcu był wyjazd służbowy!:) , ale udało się też ”wyhaczyć” trochę czasu wolnego zupełnie już prywatnie z jedną z moich ”pracowych” koleżanek;
Była to dla mnie fajna niespodzianka z dwóch powodów: po pierwsze o ile w przeszłości bywałam w Gdyni kilkakrotnie, to nigdy wcześniej nie dotarłam do jej części w Orłowie; a podwód drugi: w połowie czerwca były tam raczej pustki (mimo bardzo fajnej pogody 25C) - dlatego bardzo mi się tam podobało, a orłowskie klify doprawdy zachwycają urodą.
Bałtyckie plaże naszego wybrzeża są niezwykle piękne (porównując z wieloma plażami w Europie, nad różnymi morzami), tyle, że dla mnie nasze morze jest niestety ”polarne” zawsze ze zbyt lodowatą wodą, nawet w środku gorącego lata, a ja, mimo, że jestem totalnie ”nie plażowa” w sensie, że nie cierpię leżenia na leżaku/ręczniku/czy gdziekolwiek..., ale jeśli już jestem na plaży, to przede wszystkim lubię wejść do wody i porozkoszować się morską kąpielą (zdecydowanie cenię wyżej kąpiele morskie nad te basenowe) a potem uwielbiam schnąć spacerując nad brzegiem i mocząc nogi w piasku i morskiej pianie łaskoczącej mi stopy; niestety temperatura Bałtyku w czerwcu - raczej tylko dla morsów:) ;
Wyjazd ten był dla mnie więc na tyle atrakcyjny, że już dość dawno nie byłam nad Bałtykiem (już ładne kilka dobrych lat) więc z dużą przyjemnością sobie ”odświeżyłam” nadbałtyckie klimaty (nie wiedząc jeszcze wtedy, że za półtora miesiąca przemierzę ten Bałtyk kilkakrotnie :) ,choć ten ”nie nasz”, bo z jego drugiej strony:) o czym wkrótce Wam napiszę...., ale wszystko w swoim czasie...
Rankiem pakujemy się więc w inter city relacji Kraków-Gdynia Główna, kilkanaście osób z mojej firmy wsiada na warszawskim Dworcu Centralnym - do pociągu pendolino (to też kolejna atrakcja, bo większość z naszej grupy jechała tym pociągiem dopiero po raz pierwszy!) i za 2,5 godziny wysiadamy w Sopocie :) super sprawa, czysciutko, szybciutko i wygodnie (a cappucino w intercity droższe o zgrozo jak na lotnisku! na szczęście mamy służbowe karty płatnicze:)) ;
pociąg pędził bezpośrednio ze stolicy zatrzymując się dopiero w Gdańsku; my wysiedliśmy na następnej stacji w Sopocie łapiąc tam jeszcze pociąg regionalny i dosłownie podjechaliśmy nim 5 minut jedną stację do Gdyni Orłowa, gdzie mieliśmy zarezerwowany hotel;
Hotel ”Kuracyjny” w Orłowie - to bardzo przyjemna miejscówka, położony w urokliwym miejscu w cichej części Orłowa (choć bliziutko stacji kolejowej, ale pociągi jakoś tam wcale nie hałasowały, bo zupełnie nie były słyszalne) i posadowiony na niewielkim wzniesieniu z bocznym widokiem na morze, choć nieco oddalony, bo spacer do nadmorskiej promenady zajmował ok. 20-minutowy spacer; ale sam obiekt bardzo przyjemny, wygodny, czysty i ładnie urządzony z pysznym jedzonkiem, i klimatycznymi pokojami a na ścianach we foyer mnóstwo zdjęć z autografami znanych naszych krajowych gwiazd, głównie kina i sportu;
Po krótkiej coffee-break - mamy zajęcia szkoleniowe (które były głównym celem tego wyjazdu), potem nawet ciekawy meeting z profesjonalistką od wizerunku zewnętrznego i wizażu z którą mieliśmy 1,5 godzinną prelekcję na bardzo ciekawe tematy pozakorporacyjne, a potem już lunch i wyjście ”w miasto” na spacer i do knajpy na służbowe drinki:) ; wieczorem kolacja i do późnych godzin nocnych ”zajęcia towarzyskie w podgrupach”:)) ;
Młodsza część personelu naszego Departamentu, którzy mieli jeszcze siłę wybrali się jeszcze później na nocne ”zwiedzanie” Sopotu (który był tuż obok ), co zakończyło się he he zamiast zwiedzaniem- jakimiś pląsami w dyskotece; ale ja z koleżanką, jesteśmy już za stare na takie ”atrakcje”, bo kompletnie nie chciało nam się ruszać z przyjemnego hotelu na nocne włóczęgostwo po Sopocie:) niech się Młodość włóczy po nocach i wyszumi:)), my już grzecznie po 1 w nocy - poszłyśmy palulu i nie w głowach nam były nocne hulanki:)
Rankiem po śniadanku mieliśmy zakontraktowanego Pana z firmy zewnętrznej na część integracyjną wyjazdu - a cała zabawa to rodzaj ”nowoczesnych” podchodów z nawigacją, gdzie należało szukać w małych grupkach zespołowych - ukrytych punktów w lesie; taka zabawa w detektywa bez przestępcy:) z nowoczesnymi cyfrowymi zabawkami nawigacyjnymi w rękach (zajęcia na orientację) ale bardzo sympatycznie i całość zwieńczona nagrodami książkowymi dla najlepszych teamów; a wygrał ”stary” team, który w nocy się grzecznie wyspał:); młoda ekipa, która wróciła po ”nocnym zwiedzaniu” Sopotu około świtu, jakoś była mocno markotna na tych zajęciach:)) ;
a potem już tylko czas wolny własny i późnym popołudniem kierunek Sopot i powrotne pendolino do stolicy i wieczorkiem ok 21.00 zameldowałam się w domciu;
To był taki sympatyczny wyjazd w typie: szybko, krótko i bardzo przyjemnie jako miły ”przerywnik” od bardziej konkretnych wyjazdów;
dalej już nie przynudzam, a chętnych zapraszam do galerii zdjęć.
Planujesz wakacje? Zobacz nasze propozycje wycieczek:
Komentarze: