Był to nasz drugi pobyt w Turcji, jednak tym razem krótki z głównym przeznaczeniem na odpoczynek. Tym bardziej, że na jesień mamy zaplanowany już dłuższy trzytygodniowy wyjazd, typowo objazdowy, do Tajlandii.
Wykupienie wyjazdu było nieplanowane, spontaniczne i zdaliśmy się całkowicie na opinie pani Karoliny z zaprzyjaźnionego biura podróży. Hotel jaki nam zaproponowała okazał się strzałem w dziesiątkę - nowoczesny, luksusowy, pięknie położony ze spa i łaźnią turecką w cenie, przepysznym jedzeniem... czego więcej potrzeba, aby odpocząć w błogim lenistwie.
Samolot z Wrocławia wyleciał z półtoragodzinnym opóźnieniem, ale czym się przejmować, często takie spóźnienia zdarzają się, to tylko 1,5 godziny. Szybki lot 2 godziny z kawałkiem, szybka odprawa w Turcji na lotnisku, godzinna jazda do hotelu. Około 23 byliśmy na miejscu. Przydział pokoju - sprawnie, sympatycznie. Następnie bardzo późna kolacja - przepyszna muszę dodać, zimne piwo i jesteśmy na wakacjach.
Noc minęła szybko, szybko minął dzień następny, na lenistwie zresztą i następny i już nam się lenistwo znudziło...
Kilka dni spędziliśmy w rozjazdach - Chios, Izmir - dodałam oddzielne opisy podróży, rejs łodzią tak dla zbicia czasu, zwiedzanie okolicznych wiosek, wieczorne wypady do Cesme. Na zwiedzanie Cesme poświęciliśmy też jeden, prawie cały dzień.
Do Cesme z naszego hotelu można było dostać się dwa razy dziennie bezpłatnym hotelowym busem - o 10 rano i 14,30. My jednak woleliśmy jazdę dolmuszem. Dolmusz zatrzymuje się na głównym placu tuż przed wejściem na główną ulicę tego uroczego miasteczka.
Cesme w porównaniu z Izmirem ma kilka dobrze odrestaurowanych zabytków. W samym centrum miasta zwiedziliśmy genueńską fortecę z szesnastego wieku. Zamek jest okazały i zbudowany na wzgórzu w pewnej odległości od wody. Wstęp do fortecy jest płatny grosze, a w obrębie murów mieści się również muzeum miejskie. Z twierdzy rozciąga się piękny widok na miasto, marinę, zatokę i okoliczne wysepki. Zaskoczyło nas to, że zwiedzając twierdzę byliśmy chyba jedynymi turystami, ale miało to swoje plusy - nikt się nie przepychał, nie krzyczał, mogliśmy zajrzeć spokojnie w każdą przysłowiową dziurę i upajać się chłodem lochów.
Tuż przed murami twierdzy stoi imponujący pomnik dowódcy wojsk otmańskich z osiemnastego wieku - Cezayirli Gazi Hasan Pasa (połamałam sobie język).
Na lewo od Zamkowego wejścia mieści się następny przepiękny budynek z szesnastego wieku - Karawanseraj. Budynek ten został pięknie odrestaurowany, a wnętrze jego zajmuje czarujący hotel należący do najbardziej luksusowych hoteli. Nie mogliśmy nie zajrzeć na jego osmański dziedziniec, coś wspaniałego. Kwadratowy, otoczony mocnymi, gładkimi murami, na dolnym piętrze o prostej architekturze znajduje się kwadratowy mały basen i stoliki hotelowej restauracji, gdzie przy malutkim stoliku na wygodnych fotelach wypiliśmy jedna z najlepszych kaw jakie kosztowaliśmy w Turcji. Drogo jak cholera ale było warto. Górne piętro, z przepięknego kamienia z arkadowym podcieniem jest miejscem, z którego wiodą wejścia do hotelowych pokoi. Ceny noclegów dla zwykłego wyjadacza chleba są odstraszające, ale pokoje a raczej komnaty królewskie są rekompensatą dla zrujnowanego portfela. My niestety mogliśmy pooglądać je tylko na wręczonym nam przez sympatyczną obsługę prospekcie hotelu.
Główną ulicą biegnącą od zamku w głąb lądu doszliśmy do prostej niczym forteca fasady greckiej bazyliki Ayios Haralambos. Jest to dawny kościół wyznawców obrządku prawosławnego... jest w opłakanym stanie i służy jako centrum kultury lokalnej społeczności.
Spacerując po Cesme, aż trudno było nam uwierzyć, że wiele rzeczy w tym prześlicznym miasteczku jest nowych. Wszystko było odnowione i zbudowane w sposób robiący wrażenie jakby było tam od wieków. Z tego co wcześniej czytaliśmy, zaledwie rok wcześniej była oddana Marina, która jeszcze dwa lata temu straszyła pasmem niczyjej zieleni. Teraz mogliśmy spacerować bulwarem wzdłuż nabrzeża gdzie ciągnie się pasmo malowniczych domków, ekskluzywnych sklepów, eleganckich restauracji.
Głowna ulica miasta - Inkilap Caddesi, to sklepiki, tańsze restauracje, knajpki z różnymi odmianami kebabów, kilka lokali z zupami, turecka pizza czyli pide. W tej części miasta ceny potraw są przyzwoite i tu warto coś zjeść.
W Cesme trzeba skosztować dwóch lokalnych specjałów - kumru - kanapka na ciepło i lodów z dodatkiem mastyksu (specjalnej żywicy), coś pysznego. Lodziarnie oferujące takie lody mają szyld SAKIZLI.
W samym Cesme przepiękną Marinę, zabytkową twierdzę genueńską z szesnastego wieku wraz z muzeum.
W pobliskim Alacati można obejrzeć sady mastykowe i greckie domostwa. Aby zakosztować przepysznej ryby można wybrać się do pobliskiego Dalyan, jest tam ciąg uroczych restauracji ze stolikami przy zatoce, specjalizujących się w daniach z ryb i przepysznych kalmarach, a wieczorem klimat jaki tam panuje jest niezapomniany.
Za 10 euro w dwie strony warto wybrać się w rejs na pobliską wyspę grecką Chios. Bilet należy kupić albo w porcie, albo w jednej z wielu agencji turystycznych. Prom odpływa o 10:30 - trzeba być trochę wcześniej na odprawie paszportowo biletowej. Płynie się około 40 minut.
Warto wybrać się na wielki bazar w Izmirze. Mając więcej czasu warto dotrzeć do Sardesu i Pergamonu. Wycieczki tam są również organizowane przez hotele, strasznie się przepłaca, jadąc samemu zostaje połowa kasy w kieszeni.
Nadal wymagana jest wiza wjazdowa do Turcji - 15 euro lub 20 dolarów, płatna na lotnisku. Trzeba przypilnować aby została wklejona do paszportu, bo przy jej braku w paszporcie w razie wyjazdu na wyspy Grecji trzeba płacić za wizę turecką raz jeszcze.
Cesme leży na półwyspie o tej samej nazwie, w północnej Turcji Egejskiej. Jest to świetne miejsce do uprawiania windsurfingu, dzięki płytkiej wodzie w zatoce i stale wiejącemu wiatrowi. Wiatr w upale jest tam zbawienny i dzięki niemu klimat w tej części Turcji jest mniej wilgotny i chłodniejszy niż na południu. Plażowanie w tak dogodnym klimacie jest zdecydowanie przyjemniejsze.
W weekendy Cesme jest oblegane przez turystów z Izmiru, dlatego na zwiedzanie miasta lepiej wybrać się w dzień powszedni. Jeżeli przyjeżdża się tu prywatnie, dolecieć jest najlepiej do Izmiru, a potem autobusem za 10 lira szybką autostradą bezpośrednio do Cesme. Z Izmiru można też dotrzeć tu dolmuszem. Dolmusze odjeżdżają też z dworca autobusowego, ale cenowo wychodzi tak samo, a podróż dolmuszem nie zalicza się do wygodnych.
Na półwyspie Cesme rosną jedyne w Turcji drzewa mastyksowe. Cesme słynie z dżemu mastyksowego. Można go kupić przy głównej ulicy, ceny 10-50 lira, zależy od ilości.
Brak komentarzy. |