Jurgów to bardzo ładna i ciekawa wieś, należąca do regionu zwanego Polskim Spiszem (a więc nie do Podhala, chociaż jest nieomal przyklejona do Bukowiny Tatrzańskiej). Któregoś roku, będąc w Białce Tatrzańskiej, pojechaliśmy tam na popołudniowy spacer. Zachwyciliśmy się tak, że przy kolejnym zimowym wyjeździe w polskie góry zamieszkaliśmy właśnie tam. A kwater prywatnych w tym Jurgowie tyle, że tylko wybierać, przebierać!
My zamieszkaliśmy w pensjonacie góralskim „U Sarapatki”, naprzeciw kościoła. Pokoje nie za wielkie, ale wygodne, z łazienkami i telewizorami, bardzo porządnie umeblowane, ciepłe i czyste. Posiłki domowe, a konkretnie obiadki gaździny, były regionalne jak trzeba, solidne jak dla drwali, smaczne, a przy tym niedrogie (poniżej 20 zł). Kwaśnicę z wędzonymi żeberkami gaździna nas uczyła jeść po góralsku, czyli zupę łyżką, a żeberka ręką. Pierogi podawała w wielkich kopcach, dymiące, z cebulką i słoninką. Jej zraziki rozpływały się w ustach. Brakowało nam tylko surówek, ale cóż, górale nie owieczki, zielska nie jadają.
Mieszkało nam się dobrze i czas spędzaliśmy rozmaicie, a to jeżdżąc na nartach (głównie w Jurgów Ski Center, czasem na Litwince), a to idąc w góry, a to jadąc gdzieś na wycieczkę - na przykład do pobliskich słowackich wsi. Zima była w całej krasie, o nudzie nie było mowy i czuliśmy jak wstępują w nas nowe siły.
Jurgów jest wsią na terenie Polski, ale ludność tam dwujęzyczna. Na niektórych domach wisi tabliczka z numerem „po słowacku”: Jurgov-ileś-tam. Niedzielne i świąteczne msze odprawiane są w języku słowackim. Na mszy śmiać się nie wypada, ale... język słowacki brzmi tak śmiesznie w kontekście religijnym!
To, że Jurgów nie należy do kręgu kultury podhalańskiej, można poznać w pierwszym rzędzie po jurgowskim stroju ludowym - stroju spiskim. W zarysie podobny, jednak wygląda inaczej. Kocham naszych górali podhalańskich, ale muszę przyznać, że strój spiski jest ładniejszy.
Jak wygląda sama wieś? To zależy, gdzie popatrzymy. Jedne domy są murowane, inne drewniane. Jedne są wypieszczone i zamieszkane, inne zaniedbane lub opuszczone. W murach wielu domów wydrążone są maleńkie wnęki - to kapliczki, w których stoją figurki Najświętszej Panienki, udekorowane sztucznymi kwiatami i wykrochmalonymi serwetkami. Niektóre domostwa ozdobione są typowo góralskimi motywami, np. wypalanymi parzenicami. Inne zrobione na modłę amerykańską: okręcone sznurami kolorowych lampek, z wielkim świecącym bałwanem lub Santa Klausem przy schodach. Są i zabytki - szałasy pasterskie, drewniany kościół o rokokowym wystroju, drewniana zagroda chłopska, dawna remiza strażacka, resztki młyna wodnego, tartak wodny.
Warto jeszcze dodać, że w Jurgowie jest przejście graniczne na Słowację, Jurgów- Podspády. Dzisiaj to już „zabytek”, ale zawsze można skoczyć do sąsiada na kieliszek likieru albo po zakupy. I na ciekawą wycieczkę! W słowackiej miejscowości Jaworzyna Tatrzańska stoi prześliczny drewniany kościół Św. Anny. W znanej wsi Zdziar znajdziemy sporo szlaków turystycznych, piękne widoki na góry, stację narciarską (raczej dla początkujących) i 183 zabytki kultury ludowej, wśród których najbardziej wpadają w oko chałupy zrębowe, malowane w niebieskie pasy.
No i tak to z tym Jurgowem... A co dokładnie widzieliśmy i gdzie byliśmy my - zobaczycie w galerii.
W samym Jurgowie warto poznać:
Drewniany Kościół z XVII w. - pod wezwaniem św. Sebastiana Męczennika i Matki Boskiej, wybudowany przez jurgowskich cieśli. Ściany budowli pokryte są drewnianym gontem. Lecz najbardziej niezwykły, powalający wręcz jest wystrój wnętrza, którego styl określa się jako tzw. „rokoko spiskie”. Ileż tam kolorów, złoceń, figurek, ozdóbek! Całe ściany pokryte są wzorkami geometryczno-roślinnymi we wszystkich kolorach tęczy - to odnowione polichromie z XIX wieku. Ołtarze wyłożone są lustrami. Ambona i konfesjonał pochodzą z XVIII wieku. W tym małym kościółku są nawet zabytkowe organy. Na co dzień kościół jest zamknięty - ale można poprosić o otwarcie (chociaż lepiej przyjść przed nabożeństwem lub po tuż po nim - aczkolwiek wtedy w kościele będzie tłum). Msze odprawiane są w każdą niedzielę i święto po słowacku, w dni powszednie po polsku.
Zagrodę Sołtysów - to taki mini skansen, ukazujący typowe, raczej biedne gospodarstwo regionalne na przykładzie jednej drewnianej zagrody. Wygląda jak jedna z zamieszkałych chałup we wsi, lecz jest filią Muzeum Tatrzańskiego. Przewodnik za wprowadzenie grupy w tajniki dawnego życia gospodarskiego bierze 20 zł, ale naszej trójce wszystko opowiedziała za darmo przemiła i mądra kustoszka. Na okrasę dodała jeszcze kilka opowiastek o tym, jak żyje się w Jurgowie dziś, a także cierpliwie i wyczerpująco odpowiedziała na wszystkie nasze pytania o aspekty etniczne, językowe i historyczne, i to w ujęciu przekrojowym. Niejeden skansen w życiu człowiek widział, ale muszę powiedzieć, że tu, u górali, jakość usługi dla turystów znacznie podnoszą te „gazdowskie gadki”, takie autentyczne, rzetelne, z zaangażowaniem. W innych regionach kraju zdarzyło mi się być „oświecaną” przez ziewającą kobietę w ludowym przebraniu, która odklepywała swoje teksty i myślała tylko o tym, kiedy będzie fajrant, i tak naprawdę sama wymagała oświecenia. Tak więc Zagrodę Sołtysów mogę gorąco polecić. Zwiedzanie i rozmowa z kustoszką nie zajmie więcej niż standardowa lekcja szkolna.
Szałasy Pasterskie - zespół drewnianych szałasów znajduje się na Polanie Podokólne, naprzeciw centrum narciarskiego na Górkowym Wierchu. Gdy w związku z ochroną tatrzańskiej przyrody zakazano góralom wypasu owiec na polanach, ich szałasy stały się bezużyteczne. Wówczas zostały „zebrane” z okolicy i umieszczone na tej właśnie polanie, gdzie jeszcze wolno było prowadzić działalność pasterską. Prowadzono ją od wiosny do jesieni, stąd nazwa „letnia wioska”. Stopniowo pasterze „wykruszali się”. Szałasy coraz częściej wykorzystywano już tylko do składowania siana, aż wreszcie praktycznie przestano się nimi interesować. Czytałam gdzieś, że chociaż zabytkowe, nadal znajdują się w rękach prywatnych, a właściciele nie mają funduszy na remont. To wielka szkoda - zabytkowe i ładne szałasy niszczeją! Warto je obejrzeć i sfotografować, zanim się całkiem rozpadną.
Stacja Narciarska Jurgów - zbudowana poza częścią mieszkalną wsi, na Górkowym Wierchu. Gdy jest pogoda, ze szczytu roztacza się „przystojny” widok na Tatry. Na polance pod szczytem stoją darmowe leżaki - kto chce, może sobie wziąć kąpiel słoneczną. Szkoda tylko, że leżaków jest tak mało - bo chętnych dla odmiany sporo. Stacja jest czynna codziennie od 9:00 do 21:00. Trasy oświetlone i wyratrakowane, fajne - i łatwiejsze, i trudniejsze (ośla łączka też), w sumie jest ich 7, a najdłuższy zjazd ma ponad kilometr. Można korzystać z dwóch kolei krzesełkowych lub z talerzyków. Do dyspozycji gości jest bezpłatny parking, szkółka narciarska i knajpa. Nam się podobało! A centrum narciarskie się rozwija. Wkrótce zacznie działać karczma z regionalnym jedzeniem. W planach jest budowa basenów termalnych (nie wiem gdzie się zmieszczą!) i 2-kilometrowa trasa do zjazdu rowerem na czas (o matko!). Od niedawna są też trasy biegowe.
Zespół regionalny z Jurgowa - nie tylko strojem różnią się górale z różnych regionów pomiędzy sobą. Muzyka spiska także jest odmienna od podhalańskiej. To samo z tańcami. W Jurgowie od wielu lat działa zespół regionalny „Grupa Spiska z Jurgowa”, który niegdyś łączył się z podhalańskimi artystami w słynne „Podhale”. Jego siedzibą jest „Izba Spisko” położona w centrum wsi. Tak jak kiedyś, dziś zespół odnosi sukcesy za granicą tudzież zdobywa nagrody na festiwalach krajowych. Muzykę „robi” tancerzom i śpiewakom Kapela z Jurgowa. Występy spiskich górali widziałam na festiwalu w Domu Ludowym w Bukowinie. Podobało się wszystkim, a jakże! Artyści pokazali taniec z ciupagami i taniec „Staro baba”. Czasem można też obejrzeć inscenizację spiskiego wesela. Jeżeli jest możliwość zobaczenia tego zespołu na scenie - polecam! Oto próbka tekstu piosenki:
Miała baba dziada,
co na wiyrzbie siedzioł,
słomiane zymby mioł,
na maśle połomoł
Poza Jurgowem:
O tym, że można z Jurgowa pojechać do Zakopanego czy pójść (nawet pieszo) w Tatry - pisać nie będę. O atrakcjach okolicy napisałam więcej w relacji „2011 - Zimowe Podhale i Tatry”. Tu dodam tylko o tym, co widziałam na samym Spiszu, zarówno w jego polskiej, jak i słowackiej części.
Zagroda Korkoszów w Czarnej Górze - duża, drewniana zagroda należała niegdyś do zamożnej rodziny Korkoszów. Na jej przykładzie można prześledzić zmiany w sposobie budowania zagród na Spiszu od końca XIX do połowy XX wieku, kiedy to Korkosze (Korkoszowie?) wyprowadzili się na Słowację. W 1980 rodzina przekazała zagrodę Skarbowi Państwa z życzeniem, aby powstało tu muzeum. Życzenie zostało spełnione - jest tu obecnie coś w rodzaju filii Muzeum Tatrzańskiego z Zakopanego. Zagroda ukazuje życie bogatej rodziny spiskiej. Można w niej obejrzeć kolorowe wiejskie izby, kuchnię, warsztat i strych, a także popatrzeć jak babcia-kustoszka tka i czesze len.
My mieliśmy tam zabawną przygodę. Po przyjeździe na miejsce zastaliśmy taką oto sytuację: alarm przeciwpożarowy wył na całego, a drobna babcia-kustoszka w chustce na głowie biegała przerażona w tę i z powrotem. Przestraszyliśmy się nie na żarty: pożar w muzeum! Od razu wydałam dyspozycje: dziecko do samochodu, mąż do gaszenia, a ja będę biegać pomiędzy mężem i dzieckiem pilnując, żeby nic się któremuś z nich nie stało. Jednak pożar był fikcją. Babcia-kustoszka wyjaśniła nam, że od czasu do czasu alarm się włącza nie wiedzieć czemu i wtedy trzeba szybko go wyłączyć, żeby straż nie jechała na darmo. W wyłączaniu zawsze ktoś babci pomagał, zwykle syn, ale teraz go „ni ma”. I babcia jęła błagać mojego męża, żeby wyłączył. Otworzyła czerwoną gablotkę pełną dźwigienek i guziczków - Panbócku ratuj, skąd zwykły cywil na urlopie ma wiedzieć, którą dźwigienką się toto wyłącza? Ale mężowi się w końcu udało, chociaż kombinował tak, że aż mu dym leciał zza kołnierza. Uratowana babcia wpuściła nas do zagrody za darmo, pozwoliła naszemu dziecku poczesać len i pobawić się maszyną tkacką, a na koniec dała nam jeszcze książeczkę o Muzeum Tatrzańskim. Mój mąż aż do wieczora czuł się jak bohater - jak gdyby ugasił prawdziwy pożar...
Przełom Białki k/Trybsza - malowniczy rezerwat przyrody obejmujący krótki odcinek rzeki Białki pomiędzy dwiema charakterystycznymi skałkami: Kramnicą oraz Obłazową. Ochronie podlegają walory krajobrazowe oraz roślinność tego miejsca. W rezerwacie znajduje się również jaskinia, w której dokonano cennych znalezisk archeologicznych. Miejsce jest naprawdę urocze o każdej porze roku - polecam spacerek!
Zamek w Niedzicy - średniowieczny, niezwykle malowniczo położony na brzegu Zalewu Czorsztyńskiego. Powiedziałabym, że widok zamku na wzgórzu nad wielką wodą jest dużo bardziej interesujący niż sam zamek, chociaż absolutnie nie twierdzę, że zamku nie warto zwiedzać. Wszystko zależy od tego, co kto lubi. W niedzickich wnętrzach nie ma zbyt wielu elementów wyposażenia, więc miłośnik sztuki swej duszy nie pożywi, ale z drugiej strony - pasjonat historii skorzysta jak najbardziej.
Jest jeszcze wiele innych atrakcji w 14-tu wsiach polskiego Spiszu, takich jak np. Kacwin (XV-wieczny kościół z rokokowym wystrojem i tzw. „sypańce” - typowe dla Spisza spichlerze), Rzepiska i Trybsz (drewniane kościoły) czy Frydman (najstarszy kościół polskiego Podtatrza z dziwną wieżą ozdobioną renesansową attyką). Tam jeszcze nie byłam, ale na pewno kiedyś będę!
Brak komentarzy. |