Oferty dnia

Polska - ikony, szlaki i zdroje Beskidu Sądeckiego - relacja z wakacji

Zdjecie - Polska - ikony, szlaki i zdroje Beskidu Sądeckiego

W Beskid Sądecki jeżdżę czasem wczesną wiosną na kilkudniowe „białe szaleństwo” na Jaworzynie Krynickiej. Ale latem 2010 zaniosły nas tam inne okoliczności, dosyć przypadkowe. Musieliśmy zaczekać tam tydzień na syna, który przebywał na obozie pływacko-ekologicznym w Kamiannej. Zamieszkaliśmy zatem w zwykłym domku z ogródkiem w Szczawniku, dzielnicy Muszyny, i robiliśmy sobie we dwoje (ja i szanowny małżonek) „emeryckie” spacerki po okolicznych górkach, wioskach i miasteczkach. I co? I całkiem fajnie było! Już się cieszę na myśl o prawdziwej emeryturze...

Beskid Sądecki leży na terenie Popradzkiego Parku Krajobrazowego. Najwyższą górą tego pasma jest Radziejowa (1262 m npm). Szlaków turystycznych nie brakuje, chociaż większość czasu spędza się na nich wędrując przez las, bo to niskie góry.

Poza wiejsko-sielskimi albo górsko-zalesionymi krajobrazami i ciekawą florą oraz fauną, na Ziemi Sądeckiej występują wody mineralne, i to aż 1/5 zasobów Polski. Wód mineralnych można popróbować w pijalniach, w uzdrowiskach takich jak np. Muszyna, Krynica-Zdrój, Piwniczna-Zdrój, Żegiestów-Zdrój, ale także z licznych „darmowych” źródełek na terenie całego regionu, które można znaleźć praktycznie we wszystkich miejscach zamieszkałych.

Kolejnym skarbcem Beskidu Sądeckiego - tym razem skarbcem kultury, historii i sztuki - są drewniane, połemkowskie cerkiewki. Jest ich mnóstwo i warto odwiedzić kilka, choćby dlatego, że mają piękne i zabytkowe wnętrza. Warto też zapoznać się ze smutnym losem Łemków. W końcu podróże mają - poza w wszystkim innym - kształcić.

Podsumowując, nie jest to może region Polski, który koniecznie chciałabym pokazać gościom z zagranicy, ale z całą pewnością można tam wypocząć, wyciszyć się i uzdrowić organizm poprzez ruch na powietrzu, regularne spożywanie wód mineralnych i przebywanie wśród kojącej zieleni. A na weekend jest to pomysł wprost znakomity! Górska wędrówka, zwiedzanie 2-3 łemkowskich cerkwi, chwila łakomstwa w miodowym zagłębiu w Kamiannej, włóczęga po centrum Krynicy i wizyta u któregoś z okolicznych zdrojów - oto przepis na atrakcyjny, pełen wrażeń (i zdrówka) weekendowy wypad.

Planujesz wakacje? Zobacz nasze propozycje wycieczek:
Co warto zwiedzić?

ZABYTKI:

Drewniane cerkiewki - ja oglądałam je w Szczawniku, Bereście, Jastrzębiku, Tyliczu. W Szczawniku i Bereście - przepiękne! Malutkie, stare i „klimatyczne”. Ale jest jeszcze wiele innych, rozrzuconych po całym obszarze, np. w Andrzejówce, Miliku, Dubnem, Leluchowie, Złockiem, Żegiestowie, Wojkowej, Piorunce, Polanach. Najstarsza jest cerkiew z XVII w. w Powroźniku, na przedmieściach Muszyny (jest tu ikona z XVI w.). Większość z nich to cerkwie połemkowskie, obecnie spełniające rolę świątyń katolickich. Niektóre mają przepiękne wnętrza z cennymi malowidłami na drewnianych ścianach, zabytkowymi ikonami i starymi ikonostasami. Wejście do takiej cerkiewki na 20 minut i chwila zadumy na ławce w ciszy i skupieniu to niezapomniane przeżycie. Niestety, wejście do środka nie jest łatwe - ale myślmy pozytywnie, może dlatego mamy większą satysfakcję z takiej wizyty. W sezonie letnim niektóre cerkwie stoją otworem od piątku do niedzieli, inne można obejrzeć tylko w niedziele po nabożeństwie. W 2008 w woj. małopolskim ruszył projekt pt. „Otwarty Szlak Architektury Drewnianej”, dzięki któremu w wyznaczone dni i godziny można zwiedzać cenne zabytki drewniane, m.in. cerkwie. Informacje o tym, kiedy można zwiedzać są przedstawione na tablicy przed zabytkiem.

Drewniany kościół w Tyliczu - z XVII w., o ciekawym, kolorowym wnętrzu, z zabytkową amboną i chrzcielnicą, organami, rokokowymi ołtarzami i wzorzystymi polichromiami na suficie. Zapewniam, że warto! Problem tylko w tym, że zwykle jest zamknięty. Obecnie msze odbywają się wyłącznie w nowo wybudowanym kościele i tam też trzeba prosić o otwarcie starego.

WYCIECZKI GÓRSKIE/DOLINNE:

Jaworzyna Krynicka (1114 m n.p.m.) - góra ta, poza trasami narciarskimi w zimie, oferuje wiele wariantów pieszej wędrówki, a także wjazd i zjazd kolejką gondolową. Ze szczytu roztaczają się piękne widoki na okolicę, zielono-czerwona mozaika zalesionych gór i ludzkich osad pod błękitem nieba. My wchodziliśmy ze Szczawnika przez Bukową. Trasa przez las, świetna na upał, prawie wcale nieuczęszczana. Buki w pod szczytem przybierają iście baśniowe formy. A na szczycie czeka pyszne, zimne piwko i jedzonko z grilla - do wyboru, do koloru! Po solidnej porcji piwka świetnie się zjeżdża na dół gondolką...

Radziejowa (1262 m n.p.m.) - należy do Korony Gór Polski. Wchodzić można z różnych stron, jak komu pasuje. Chyba najładniejsza trasa prowadzi Z Piwnicznej przez Rogacze. Podejście jest długie i może być męczące. Najlepiej na tę wycieczkę przeznaczyć cały dzień. W deszczową pogodę najlepiej zaopatrzyć się w narty błotne. Na szczycie dostępna jest drewniana wieża widokowa, z której można podziwiać panoramę okolicy.

Dolina Wielkiej Roztoki Ryterskiej - to właśnie tu Maria Kownacka osadziła akcję znanej książki dla dzieci pt. „Rogaś z Doliny Roztoki”. Dolinę przemierza się wygodną, szeroką drogą, bez wspinaczki, wzdłuż szumiącego i malowniczego potoku, przez bukowy las. Idzie się tak długo, jak się chce - dwa kilometry, albo sześć. My poszliśmy tam, by odnaleźć stanowisko niezwykłej, bardzo rzadkiej w Polsce paproci o zupełnie „niepaprociowych” liściach - języcznika zwyczajnego. Niestety, nie udało się! Zaczęło padać i zrezygnowaliśmy z poszukiwań. Ale i tak był to miły spacer. Wyobrażam sobie, jak pięknie musi tam być jesienią, kiedy buki stoją w kolorowej szacie...

ATRAKCJE PRZYRODNICZE:

Rezerwat Las Lipowy Obrożyska - obejmuje zachowany o dziś fragment naturalnego lasu lipowego, co należy obecnie do dużych rzadkości. Dla miłośnika przyrody i leśnego mikroklimatu, doskonałego na upały, jest to miejsce wspaniałe. My spotkaliśmy tam wiele pięknych, starych lip i jodeł oraz rzadkie gatunki grzybów. Przez rezerwat prowadzi ścieżka przyrodnicza w formie pętli.

Mofeta w Jastrzębiku - mofeta to naturalne wyziewy dwutlenku węgla spod ziemi. Taką mofetę można namierzyć po odkryciu, że w jakimś zagłębieniu terenu leży sporo martwych gryzoni i ptaków (uduszonych przez gromadzący się nad ziemią, cięższy od powietrza dwutlenek węgla). W takich miejscach gaśnie też płomień zapałki. Dawni mieszkańcy Jastrzębika, Łemkowie, miewali problemy z owcami, które padały w okolicy z powodu CO2. Dlatego mówili, że w tych miejscach „dyszy piekło”. Mofeta z Jastrzębika jest największą mofetą w Polsce, co nie oznacza, że ma jakieś gigantyczne rozmiary. Wręcz przeciwnie - coś pomiędzy bąbel kującą kałużą a sadzawką. Ale kto lubi obserwować zjawiska przyrodnicze, powinien to zobaczyć. Dwutlenek węgla wydobywa się z dwóch szczelin w ziemi: „Dychawki” (na sucho - aż słychać jak świszczy) i „Bulgotki” (poprzez źródło mineralne, które fajnie bulgoce).

WSIE I MIASTECZKA:

Krynica Górska - mieszkać tutaj w sezonie bym nie chciała, bo ruch i gwar za bardzo przypominałby mi Warszawę. I jeszcze te ustawiczne koncerty na deptaku! Ale trzeba przyznać, że kurorcik jest niczego sobie. Willowa zabudowa, mnóstwo kwiatów i zieleni, pijalnie wód mineralnych i mnóstwo rozmaitych knajpek - oto co zadowoli większość gości. W Starym Domu Zdrojowym jest pijalnia czekolady, ciasna i zawsze zatłoczona, ale warto poczekać i uraczyć się tamtejszymi słodkościami. Obok - darmowe źródełko niezłej wody mineralnej „Mieczysław”. Bo już w pozostałych pijalniach, np. w Nowym Domu Zdrojowym, postawionym naprzeciwko tego starego, za każdy kubeczek trzeba płacić. To właśnie w Krynicy można skosztować superleczniczej - i smacznej jak każde lekarstwo - wody „Zuber”. Podczas spaceru deptakiem można podziwiać zabytkowe wille. Najbardziej znana jest pomalowana na błękitno „Romanówka”, w której urządzono małe muzeum słynnego malarza-prymitywisty łemkowskiego pochodzenia, znanego jako Nikifor Krynicki. Nie wszystkie dzieła tego artysty chwytają za serce, ale stacje kolejowe malował naprawdę obsesyjnie i naprawdę dobrze!

Kto lubi spacery, może jeszcze wybrać się na Górę Parkową, wyrastającą w samym centrum miasta i pokrytą laso-parkiem. Pojawiają się tam nawet dzikie zające i sarny. Jednak, co tu kryć, jest to spacerek dla rekonwalescentów, maluchów i dziadków z babciami, a nie chodzenie po górach. Można nawet wjechać na ten niewybitny szczyt (742 m npm) kolejka linową, a potem zejść.

Muszyna - nam nie wydała się jakoś szczególnie atrakcyjna. Ot, rynek, przy którym nie ma porządnej knajpy, parę osiedli mieszkalnych, nieszczególny kościół barokowy, nędzne resztki średniowiecznego zamku, rozlewnia i pijalnia wód mineralnych... Jeśli mielibyśmy coś wyróżnić, to chyba tylko ulicę Kościelną, gdzie można podziwiać zabytkowy zespół domów mieszczańskich z przełomu XIX i XX stulecia. Domki kolorowe, zadbane, ładne, o ciekawej architekturze. Natomiast na wzgórze zamkowe warto się wdrapać dla widoku na miasteczko. Nie jest może powalający, ale jednak ładny, z czerwonymi dachami domów, rozwidlającymi się torami kolejowymi i wijącą się wstążką rzeki.

Kamianna - wieś zwana stolicą polskiego pszczelarstwa. Tu produkuje się i sprzedaje rozmaite miody w różnych smakach i z różnymi dodatkami jak np. orzechy czy suszone śliwki. Można zwiedzić malutkie, lecz ciekawe muzeum pszczelarstwa urządzone w Pasiece „Barć” i obejrzeć ustawioną w ogrodzie kolekcję kolorowych, drewnianych uli w różnych kształtach. W pasiecznej kawiarni można ponoć zdegustować kamiańskie miody - ale jest to chyba atrakcja przereklamowana. Gdy ja tam byłam, na małym stoliczku przykrytym ceratą stał samotny, gliniany garnek z najtańszym miodem wielokwiatowym. Odrobinę tego jednego miodu nakładało się na opłatek i - ot, cała degustacja. W pobliżu „Barci” znajduje się kościół z nietypowym, drewniano-woskowym wystrojem oraz stara cerkiew, oczywiście również drewniana. Niektórzy przybywają do Kamiannej, by w tutejszym Światowym Centrum Apiterapii nabyć lecznicze produkty pochodzenia pszczelego, jak np. czopki propolisowe albo mielony (sic!) pyłek kwiatowy. A jak już nic nie pomoże - są i gromnice z pszczelego wosku. Ale chyba najbardziej warto przyjechać tu po słynny blok kamiański - wyrób z miodu, mleka w proszku i dodatków aromatyzujących, produkowany w formie batonów (lub bombonierek) w kilkunastu różnych smakach. Nam najbardziej smakował pomarańczowy i waniliowy. Kalorii to troszkę ma, ale co tam - polecam!

Autor: texarkana / 2010.08
Komentarze:
Brak komentarzy.