Każda podróż jest dla mnie swoistą ekscytacją. Ale, gdy wybieram się w miejsca nowe, dotąd mi nie znane, a w dodatku powszechnie mało znane - a bez wątpienia do takich właśnie należy większość rejonów Albanii - poziom emocji, a zwłaszcza zaciekawienia, jeszcze bardziej wzrasta. Nastawienie na odbiór wyostrza się na maxa. I tak było też z Gjirokaster.
Nie zawiodłam się, ani nie rozczarowałam. Gjirokaster - to miasto południowej Albanii ma wiele zalet. Podstawową jest jej położenie w otoczeniu pokaźnych gór, przekraczających wysokością 2000 m. n.p.m.. Ale też samo miasto - częściowo - przycupnęło dyskretnie na zboczu jednego ze wzniesień. Stara część zabudowy (objęta od 2005 roku pieczą UNESCO) to gęstwina stromych uliczek, zaułków i kamiennych domeczków, pokrytych szarymi łupkami. Oj, widać tu na każdym kroku ząb czasu... W jednym z takich zaułków mieści się ciekawe Muzeum Etnograficzne. Gjirokastra określana jest niekiedy „Miastem Białych Dachów” lub „Tysiąca Schodów” (z racji łupkowego pokrycia dachów oraz licznych przejść na skróty - po schodach).
Na najwyższym wzniesieniu zabudowanej części miasta dominuje średniowieczna twierdza. W czasach reżimu, w podziemiach tej twierdzy przetrzymywano więźniów politycznych. Z faktów historycznych warto wspomnieć jeszcze, że Gjirokastra jest miejscem urodzin byłego albańskiego przywódcy Envera Hodży, ale również i najbardziej znanego na świecie pisarza albańskiego - Ismaila Kadare (w mieście tym rozgrywa się akcja kilku jego powieści, m.in. „Kronika w kamieniu”).
Obecnie twierdza to wyłącznie obiekt historyczny, udostępniony dla zwiedzających i popularne miejsce spacerów. Bezwzględnie warto dojść do samej twierdzy - a to nie tylko dla niej samej (choć i to jest ciekawe) - głównie dla panoramy, jaką widać ze szczytu! Osoby starsze, dla których wysokość i liczba schodów do pokonania byłaby przeszkodą, mogą skorzystać z dojazdu lokalną taksówką (opłata nie jest wygórowana, jak to bywa np. u naszych górali w Zakopanem!). Z góry widać i tę starą część miasta, i tę nową - ciągle rozbudowywaną, już w dole, na równym terenie.
W Gjirokastrze zatrzymaliśmy się w przyjemnym hotelu Cajupi. Jego nazwa - w oryginale litera C ma na dole „ogonek”, jak nasza litera Ą lub Ę i czyta się ją „Cz” - pochodzi od nazwy leżącej naprzeciw wysokiej góry Cajupi (wym: Czajupi).
Dojazd do miasta to osobny rozdział... Od strony południowej, tj. od niezbyt odległej granicy z Grecją - droga asfaltowa, nie budząca zastrzeżeń. Jednak podróżujący z północy kraju napotkają wiele niespodzianek... bo rzeczywistość nie pokrywa się z treścią mapy samochodowej. Miejscami droga po prostu się urywa, staje się bezdrożem, ... potem znów jest podobna do drogi, itd. Prędkość realnej jazdy z północy to na niektórych odcinkach 5-10 km/h, na innych 30-40; do zawrotnej 60-ki raczej nie ma możliwości rozpędzić się! Pokonywanie tego odcinka (z północy właśnie!) było raczej męczące, ale teraz, z perspektywy czasu, fajnie jest powspominać te przygody.
Brak komentarzy. |