Wyjazd do Peru - to jedna z moich podróży życia... wymarzona od wielu lat. Rozpoczynamy ją w Limie, do której przylecieliśmy liniami KLM, z przesiadką w Amsterdamie (ten dłuższy odcinek lotu trwał 12 godzin).
Zatrzymaliśmy się w hotelu Casa Andina - w centrum dzielnicy Miraflores, która należy do zupełnie bezpiecznych. Po długiej podróży z Europy jesteśmy dość zmęczeni i musimy zadowolić się jedynie tym, co widzieliśmy z okien autokaru, w czasie przejazdu z lotniska, ale jeszcze tego samego dnia nie mogłam odmówić sobie krótkiego wyjścia w miasto, w okolicy hotelu.
Zasadnicze zwiedzanie Limy zaczynamy następnego dnia - od dzielnicy Jesus Maria: przejeżdżamy ulicą ambasad, zwracamy uwagę m.in. na ambasadę polską, watykańską - wzdłuż ulicy widać mur z ciekawymi mozaikami, przedstawiającymi różne miasta peruwiańskie (zostały wykonane przez tutejszych studentów kierunków plastycznych na powitanie papieża Jana Pawła II - gdy był tu z wizytą apostolską w 1985 r.).
Wkrótce docieramy do kolonialnego centrum stolicy. Na każdym kroku widać tu wyraźne wpływy hiszpańskie. Trudno się dziwić, przecież przez kilka wieków właśnie Lima stanowiła centrum hiszpańskiej części Ameryki Południowej. Jednak wpływy te mieszają się (zwłaszcza w zdobnictwie!) z motywami pochodzącymi z kultury miejscowych ludów Indian.
Oto kolejne punkty naszego pieszego zwiedzania centrum:
Z historycznego centrum przejechaliśmy do dzielnicy Barranco. Tu z ciekawszych miejsc warto wymienić 2:
Mając już obfitą dawkę wrażeń z Limy zjechaliśmy z dzielnicy Barranco nad sam ocean, wieczór spędziliśmy na wybrzeżu Costa Verde; mogliśmy zanurzyć stopy w zimnej wodzie oceanu, a kolacja - w restauracji o tej samej nazwie (Costa Verde), przy plaży nad Pacyfikiem była nie tylko wykwintną ucztą dla ciała (po długim i ciekawym dniu), ale i kojącą ucztą dla ducha - ze wspaniałym widowiskiem muzyczno-tanecznym w stylu folk...
Lima stanowiła początek i koniec naszej podróży po Peru. Jak każde większe miasto - tak i Lima - może zaoferować pokaźną liczbę muzeów, z których każdy znajdzie coś interesującego dla siebie. My wybraliśmy Museo de Oro - Muzeum Złota. Muzea zostawiliśmy na koniec. Ostatniego dnia, przed odlotem powrotnym do Polski, gdy jeszcze raz zatrzymaliśmy się w tym mieście, popatrzyliśmy na znajome już dzielnice i zakątki, i zjedliśmy ostatni obiad w restauracji nad brzegiem oceanu, słuchając jeszcze raz szumu potężnych fal Pacyfiku, i dźwięków wszechobecnej tu muzyki folk...
Brak komentarzy. |