Buenos Aires było dla nas - ciekawym, co prawda, ale tylko - preludium podróży po Argentynie ’2013. Stamtąd lecieliśmy dalej prawie 4 godziny - liniami wewnętrznymi Argentyny - na najdalej na południu zlokalizowane lotnisko komunikacyjne, do Ushuai. Teraz dopiero zaczyna się ta właściwa część wyprawy na południowe rubieże kontynentu. Emocje rosną. Początek mamy dobry: nie pada i nawet nie wieje, widoczność zupełnie przyzwoita...
Ushuaia - to całkiem duże miasto (liczy sobie 57 tys. mieszkańców) na południowym krańcu Argentyny; jest stolicą terytorium federalnego Ziemia Ognista, Antarktyda i Wyspy Południowego Atlantyku. Dalej na południe nie ma już nic poza małymi, niezamieszkałymi wysepkami, a następny stały ląd - to już Antarktyda. Z racji swojego położenia Ushuaia jest wyjątkowym miastem. Stanowi najbardziej wysunięte na południe miasto globu (nie tylko Argentyny czy Ameryki Południowej, ale także na całego świata): 54°48’S. Powszechnie określana jest z tego względu „końcem świata”, co w wielu miejscach można przeczytać - nie tylko w używanym tu języku hiszpańskim: Fin del Mundo, ale też po angielsku: World’s end...
Dzisiejsza Ushuaia - to ważny ośrodek turystyczny. Ma dobrą bazę hotelową, ma też swój uniwersytet, aeroklub, jest tu kilka kościołów, jest też kasyno (i to nie jedno!). Sezon trwa tu praktycznie przez cały rok. Latem - na wędrówki piesze czy dalsze wycieczki objazdowe po okolicy lub loty widokowe i rejsy - głównie po Zatoce Beagle, nad którą położona jest Ushuaia, a także stąd właśnie wyruszają (i tu wracają) turystyczne rejsy na Antarktydę (!). Zimą - ten „koniec świata” oferuje dobre warunki do uprawiania narciarstwa. Nawet słyszałam, że na 2015 rok zaplanowane są tu jakieś poważne, międzynarodowe zawody narciarskie. Najwyższy szczyt w paśmie otaczającym Ushuaię - Olivia - sięga prawie 1000 m. wysokości (jako, że znajduje się bezpośrednio nad morzem, jest to jednocześnie jego wysokość względna jak i bezwzględna), a sąsiedni, nieco niższy, o poszarpanej grani szczyt - nosi nazwę Pięciu Braci (5 Hermanos).
Tak jest współcześnie, dominuje turystyka. Jednakże początki Ushuai były zgoła inne... Pod koniec XIX wieku władze Argentyny postanowiły uczynić z Ziemi Ognistej kolonię karną. Ta odległa, dzika wyspa miała uniemożliwiać więźniom podejmowanie jakichkolwiek prób ucieczki. Prace nad budową więzienia trwały ok.20 lat i były prowadzone wyłącznie za pomocą rąk samych skazańców. Więźniowie pracując w różnych zawodach zapewniali Ushuai samowystarczalność a wokół więzienia z czasem zaczęło powstawać i sukcesywnie rozwijać się miasteczko. Więzienie zostało zamknięte w 1947 roku, a obecnie w jego murach znajduje się muzeum. I nie jest to jedyne muzeum w mieście. W samym centrum, w dwóch budynkach przy tej samej, nadmorskiej ulicy, mieści się Muzeum Ziemi Ognistej. Można w nim zapoznać się z historią regionu, zobaczyć dawne - używane tu - sprzęty, zdjęcia oraz wypchanych przedstawicieli lokalnej fauny.
Ciekawostką w Ushuai, a nawet symbolem miasta, jest pochodzący z początków XX wieku statek Saint Christopher, który osiadł na mieliźnie, w pobliżu portu (nie zapamiętałam jednak szczegółów z jego historii).
Spędziliśmy w Ushuai (i okolicy - która opisana będzie w oddzielnym odcinku) pełne 2 dni. Pogoda dopisała rewelacyjnie... niebo zaciągnęło się chmurami w dniu naszego wyjazdu, ale dla nas to już nie miało znaczenia! Widzieliśmy wszystko, co tutaj dało się zobaczyć (z wyjątkiem rejsu na Antarktydę - ale tego nie mieliśmy w planach, choć apetyt rośnie w miarę jedzenia - będzie więc pretekst, by może kiedyś jeszcze tu powrócić...).
W Ushuai mieszkaliśmy w hotelu ”Antartida” - który śmiało mogę polecić. Ma świetną lokalizację - bardzo blisko centrum, przy jednej z przecznic głównej ulicy San Martin (ul. Rivadavia 172), jest czysty, ma miłą obsługę, dostęp do Internetu... Szczegółowe informacje można zobaczyć na http://www.antartidahotel.com.ar.
W Ushuai są też hotele o bardzo wysokim standardzie; są również bardzo skromne hostele.
Brak komentarzy. |