Magiczne Machu Picchu... To jedno z tych miejsc, które od lat było w czołówce naszych największych marzeń podróżniczych. I oto spełnia się :) A jednak na drodze do pełni szczęścia wyrastają nieoczekiwane przeszkody.
Pobudkę mamy wczesnym rankiem (5.30). Oprócz budzika słychać jakiś dziwny szum, który nie ustaje nawet po uciszeniu budzika. Coś jakby rura z wodą gdzieś pękła, czy jakaś spłuczka się zepsuła, strasznie szumi... I co się okazało? To nie żadna awaria, tylko ulewny, rzęsisty deszcz! Nie mogę w to uwierzyć, jak to - deszcz? Od kilkunastu dni mamy codziennie niezmiennie piękną, słoneczną pogodę, a tu nagle deszcz - i to ulewny, i to akurat dziś, gdy mamy jechać na Machu Picchu? Kompletnie tego nie pojmuję i wewnętrznie się złoszczę na ten perfidnie złośliwy wybryk natury. Na nic jednak mój bunt, leje równo. Gdzieś w głębi duszy próbuję się pocieszyć, że może tam nie będzie padać (musimy kawałek z Cusco dojechać), ale mam świadomość, ze to mało prawdopodobna pociecha. Wyruszamy więc z małym zawodem, choć jeszcze wczoraj wieczorem byliśmy bliscy euforii myśląc o Machu.
W strugach deszczu jedziemy najpierw 2 godziny autobusem z Cuzco do Ollantaitambo, skąd o godz. 9-tej mamy odjazd pociągu, przez dżunglę, do Machu. Stacja kolejowa mieści się bezpośrednio u stóp wzniesienia, na którym Inkowie zbudowali Machu Picchu. Jeszcze przy stacji niezbędne uzupełnienie ekwipunku o foliowe jednorazówki przeciwdeszczowe (bo nawet najbardziej wodoodporne tkaniny skafandrów wydają się niewystarczające!) i zaraz busik wywozi nas serpentynami w górę, pod samo Machu. Mimo ulewy, emocje jednak rosną. Punktualnie o godz. 12-tej, w samo południe, wkraczamy na teren wykopalisk. Czujemy, jakbyśmy właśnie znaleźli się w jakiejś innej rzeczywistości... I nagle ten okropny deszcz zatraca już negatywny wymiar, wydaje się integralnym elementem tej krainy, a złość ustępuje miejsca oczarowaniu. Ba, nawet chmury, przysłaniające i tę najbliższą okolicę, zdają się być konieczne, by podnieść rangę tego, co mamy tu zobaczyć. I rzeczywiście, wzmacniają odbiór, dodają tajemniczości... W pewnym momencie przestało padać, a chmury zaczęły się podnosić i skłębiać, odsłaniając coraz to szersze kręgi otaczającej panoramy. I tak rosło stopniowanie wrażeń i naszego zachwytu nad tym miejscem.
Wędrówka po ruinach zajęła około 2-3 godziny - oczywiście z upoważnionym do oprowadzania po tym obiekcie lokalnym przewodnikiem. Przy wyjściu jeszcze okolicznościowy stempel do paszportu (!) z ilustracją Machu i datą niezapomnianej obecności tutaj.
Tego miejsca nie wolno (!) pominąć, będąc w Peru...
Pod samo Machu Picchu można dojechać pociągiem (a od stacji kolejowej do góry busikami), lub też odbyć pieszą wędrówkę Szlakiem Inków (kilkudniowy trekking, z noclegami w namiotach).
Brak komentarzy. |