Polska - Katowice - Nikiszowiec - relacja z wakacji
Przypadkiem usłyszałam, że w Katowicach jest atrakcyjna, zabytkowa dzielnica. Początkowo pomyślałam, że to chyba jakiś żart. Ale od czego jest Internet! Zaraz wpisałam nazwę dzielnicy i … zdębiałam z niedowierzania, gdy poczytałam i zobaczyłam zdjęcia. Ok., chcę to zobaczyć i przekonać się na własne oczy, jaki to ten Nikiszowiec jest w rzeczywistości. Gdy tylko nadarzyła mi się sposobność wyjazdu do Katowic wybrałam się w celach turystycznych :)
Dzień był słoneczny, zachęcający do spaceru i zwiedzania. Przygotowana na podstawie mapek Google wyruszam w nieznane. Jak się okazało, zaczęłam akurat od zabudowań dyrekcji kopalni. Nie mam tu nic do załatwienia, wiec idę dalej, po obwodzie zwartej zabudowy 2-piętrowych domów z czerwonej cegły.
Faktycznie, wygląda tak, jak na oglądanych zdjęciach. Zastanawiam się jednak, czy aby na pewno znajdę te wszystkie folderowe miejsca. Po kilkunastu metrach napotykam pierwszą bramę wjazdową – na podwórko. Zaglądam, nikt mnie nie przegonił i teraz dopiero zaniemówiłam ze zdziwienia, jakież to ogromne podwórko, właściwie cały park, otoczony z wszystkich stron ciągiem przylegających do siebie budynków. W słońcu, przy soczyście świeżej zieleni, naprawdę mi się to spodobało.
Wróciłam jednak do głównej ulicy, z której weszłam na to parkowe-podwórko, żeby się nie zgubić. Kawałek dalej zobaczyłam tablicę informacyjną z opisem i mapką z sugerowaną trasą pieszego zwiedzania Nikiszowca, więc już wiedziałam, że na pewno nie pobłądzę. Poszłam jednak swoją własną drogą, jak mnie nogi niosły i oczy prowadziły. Bez problemu znalazłam wszystkie miejsca-wizytówki: zabytkowa poczta, szkoła, kościół św. Anny, ciąg sklepów pod arkadami… a nawet Biuro Informacji Turystycznej, której wcale się tu nie spodziewałam. Odruchowo weszłam po planik – to mój stary nawyk z dalszych podróży; fajnie, że i w Polsce takie punkty stają się już coraz bardziej rozpowszechnione!
Podeszłam jeszcze do miejsca Pro Memoria – poświęconego pamięci górników, którzy stracili życie w miejscowej kopalni a potem skierowałam się w ulicę Świętej Anny. Na moje oko niczym szczególnym nie wyróżnia się ona spośród pozostałych ulic Nikiszowca, a jednak właśnie ta ulica została najbardziej „dowartościowana”. Stanowiła bowiem tło akcji kilku filmów, dotyczących Śląska, m.in.: ”Perła w koronie” czy ”Sól ziemi czarnej” Kazimierza Kutza. Idąc nadal bez pośpiechu, zaglądałam w podwórka, przyglądałam się architekturze, aż doszłam do wylotu tej ulicy.
I mogłam już na tym zakończyć zwiedzanie. Byłoby pięknie od początku do końca. Ale nie, przecież jest jeszcze zabytkowy szyb. Coś mnie podkusiło, żeby pójść go zobaczyć! W końcu nie po to tu przyjechałam, żeby coś pominąć. Zadowolona tym, co już zobaczyłam idę więc dalej, zgodnie z planikiem… Opuszczam obszar tej niesamowitej, zadbanej zabudowy…
Spotykam jeszcze jedno ciekawe miejsce – profesjonalny wybieg dla psów! Ogrodzony, ze śluzą przy bramce, zielony, z różnymi przeszkodami-atrakcjami dla czworonogów. Byłam świadkiem, jak 2 psy wychodziły, kolejny przyszedł… I zamiast zostać sobie przy pieskach, posiedzieć, popatrzeć i wrócić na parking sąsiednią alejką, w naturalnym tunelu głębokiej i gęstej zieleni, to nie, ja kompletnie nieświadoma, co mnie dalej czeka, musiałam iść dalej do tego szybu. Już go z daleka widzę, lecz to mi nie wystarczyło. No i idę.
Zastanawiam się chwilę, jak by tu przejść, bo na chodniku widzę, że leży jakaś taka warstwa suchego błota (?), czy pyłu? Przyglądam się, próbuję to ominąć, ale się nie da, jest wszędzie dookoła, więc idę stąpając delikatnie (miałam na sobie sandały i jasne ciuchy). Zamiast się gapić jak sroka w kość, na to co widziałam pod nogami, powinnam włączyć analizę i zdolność przewidywania. Skoro jednak tego nie zrobiłam, po chwili przekonałam się, co tu jest grane. Przejechała wielka ciężarówa i podniosła cały ten pył w powietrze… Byłam właśnie przy bramie kopalni. A jest to kopalnia nadal czynna, wydobywająca węgiel spod ziemi. A z tego leci też dużo pyłu węglowego. A skoro – jak sierotka Marysia – nie wpadłam na to wcześniej, to teraz wpadłam pod chmurę tego pyłu. Miałam go na sobie i w sobie. Czułam go w nosie, w oczach, wszędzie. No cóż, zdobyłam szlify górnicze i to nawet nie zjeżdżając pod ziemię. Nie są to jednak moje klimaty. Zrozumiałam dopiero teraz sens tej zielonej ściany, oddzielającej część mieszkalną od terenów kopalni. I – jak typowy Polak, mądry po szkodzie – gdy już zobaczyłam wszystko co można było, weszłam w alejkę pod zielonym tunelem drzew i wzdłuż rzędu zabytkowych domów z czerwonej cegły po prawej stronie, a ulicy Szopienickiej po lewej doszłam z powrotem do siedziby dyrekcji kopalni i do parkingu, na którym zostawiłam samochód.
Zapraszam do galerii. Zdjęcia możecie oglądać spokojnie, z nich pył węglowy się nie podniesie :D
Planujesz wakacje? Zobacz nasze propozycje wycieczek:
Komentarze:
AniaMW 2016-07-14 | Ależ oczywiście, to urokliwy zakątek Górnego Śląska!
Moja pamięć jest wybiórcza i utrwala wyłącznie przyjemne wspomnienia, więc wszystko gra :) |
papuas 2016-07-12 | No, jak kto sie ciśnie do szybu i bramy kopalni to musi być up ylony. Niedaleko przejścia gdzie na jezdni zauważyłaś ślady pyłu znajduje się zwałowisko węgla i to jest największe źródło pylenia i utrapienie mieszkańców. Nadwyżka wydobytego a nie sprzedanego węgla leży se na stercie, a sterta ogromna, bo zima ostra nie była. A wiatr, cóż czasem wieje.
Mam nadzieję, że mimo przymusowego prania podobały Ci się te ozdobione familoki.
Na placu przed kościołem odbywają się czasem imprezy - jarmark przedświąteczny, targi sztuki prymitywnej, czasem jakiś koncert ... |