I gdy przyszła jego pora (cyt. „Żołnierz Królowej Madagaskaru”), wtoczył się ociężale do wnętrza dworca Stambuł Główny w gęstej mgle wypuszczanej z tendra pary, dodatkowo stłamszonej żelazno – szklanym zadaszeniem budynku.
Pierwszym, co nas uderzyło po wyjściu na peron, to absolutnie niespotykany gdzie indziej dotąd i nieznany nam gwar, o którym trudno nawet powiedzieć, że przypominał przekrzykujących się rozmówców.
Gwar ów powstawał z mieszaniny dźwięków klaksonów samochodowych dochodzących z okalających Dworzec ulic, świstu pary, gwizdów lokomotyw, kolejowych zapewne zapowiedzi megafonowych, okrzyków sprzedawców owoców i roznosicieli soków, którzy na plecach targali urządzenia podobne do blaszanych spryskiwaczy ogrodowych.
Z tych „plecaków” po nachyleniu się tragarza wylewał się przepięknej, bordo/granatowej barwy sok wprost do wciąż przezroczystej z czystości szklanki. Z całą pewnością nie był to kubek plastikowy, a fe…
Padł przy tym pierwszy zły mit – Turcy okazali się nad wyraz czyści i schludni a jedynym co można było od nich poczuć był wachlarz zapachów orientalnych ziół i wonnych olejków kwiatowych.
Czytaj cały artykuł na stronie http://paraprawo.pl/podroz-druga-gory-pontyjskie/
Brak komentarzy. |