Polska - Załakowo i Trójmiasto - relacja z wakacji
Rodzinny wyjazd sylwestrowy czyli Sylwester w Szwajcarii (Kaszubskiej - oczywiście). Ostrzeszowska część rodziny nie wiedzieć dlaczego uwielbia morze, nawet zimą; nie nie, nie są żadnymi morsami i o kąpieli nie ma mowy, ale uwielbiają zgrzyt piasku w zębach. Podobno szum wody uspokaja, nie wiem jak kogo, ale mnie raczej ogólnie wq...a. No ale organizatorka wybrała domek w lesie w kolonii domków weekendowych w Załakowie tuż obok parku linowego, trudno trza się podporządkować chociaż daleko. Domek rzeczywiście ładny, obszerny, ze sprawnym ogrzewaniem kominkowym tylko pogoda nie bardzo dopisała - wilgotno i mżawkowo. Dopiero w dzień wyjazdu atak zimy, który nie cieszy, bo utrudnia poruszanie się po drogach. Na autostradzie OK, ale 40km dojazdowe to horror w ślimaczym tempie. Tradycyjnie każdy Sylwester jest pod jakimiś auspicjami - ostatnio Indie, teraz lata 20 - lata 30. Nie jest to jakiś wielki bal maskowy z kosztownymi kreacjami, ale akcenty przebrania (stroju) mają współgrać z hasłem przewodnim. Były kolorowe peruki i czapeczki, sari z Indii, Presley, a wszystko zaczęło się bodaj od robionych przeze mnie dedykowanych nakryć głowy - dla każdego uczestnika inne, dopasowane do jego charakteru czy profesji i poleciało ... Organizator dyktuje program kulturalno - zwiedzaniowy na wszystkie dni wspólnego pobytu czyli na ok. 5 dni. Tym razem zwiedzania niezbyt dużo, a nacisk położony na oglądanie świątecznych iluminacji. Dzień pierwszy dojazdowy, drugi spacer po Gdańsku udokumentowany fotkami. W czasie gdy rodzinka zalega na kawę oglądam wnętrze Żurawia. Jestem tu pierwszy raz i ekspozycja doopy nie urywa, ale obejrzeć można, bo daje pogląd na dawny rozładunek statków. Następnego dnia zaglądamy do kościoła w Kartuzach i pewne rozczarowanie - tyle naopowiadałem o wahadle zegara w kształcie kosy, a tu w dawnym miejscu wahadła nie ma. Następnie sopockie molo i jedziemy do Oliwy - katedra i pięknie oświetlony park. W Oliwie jemy obiad w restauracji z ukraińskim menu. Polecają ”prawdziwy barszcz ukraiński”, ale jeszcze lepsza i rzeczywiście godna polecenia jest zupa solianka. Kolejny dzień to już Sylwester, więc przez Lębork do Łeby i obowiązkowy spacer po plaży. Pierwszego stycznia jak nakazuje tradycja odpoczynek i zajęcia w podgrupach po nocnych szaleństwach. Następnego dnia wyjeżdżamy, a tu niespodzianka - nocny atak zimy. Oj spowolnił wyjazd, spowolnił - przynajmniej na drodze dojazdowej do autostrady. Jadąc z północy zaczynamy od zimy poprzez słoneczną wiosnę w centrum, by znów na południu wpaść w zawieje i śnieżne objęcia zimy. Wyjazd minął jak z bicza strzelił: ta szybkość i nagły atak zimy spowodowały że nawet nie udokumentowałem wyglądu ”naszego” domku. Trudno - to se ne vrati. DO SIEGO.
Planujesz wakacje? Zobacz nasze propozycje wycieczek:
Komentarze:
piea 2019-01-06 | ja tez uwielbiam morze, choc morsem nie jestem również😉, ale mój syn jest morsem i namawia mnie ciągle na te lodowate kąpiele dla zdrowotności, ale nie dam się..!😉.
Narobiłeś mi smaka na Gdańsk, bo nie byłam tam od wieków..., choć dawno temu bywałam często; więc może przy okazji Kaszub (wybierqamy się latem) - zahaczymy o 2-3 dni dłuzej o Gdańsk? |