Pobyt w
Stambule to był mój pierwszy kontakt ze światem islamu. Dlatego niezliczona ilość meczetów i meczecików to chyba najważniejsze wspomnienie z tego miejsca. Najważniejsze z tych pozytywnych, bo były też momenty niezbyt przyjemne, chociaż dzisiaj już się je wspomina z uśmiechem. Do Stambułu jechaliśmy autokarem. Na miejscu w hotelu byłam po 40 godzinach od chwili wyjścia z domu. Tak długiej podróży autokarem nie przeżyłam wcześniej i więcej nie zamierzam. Kiedy Stambuł był już coraz bliżej, a ja nie mogłam się doczekać końca tej trasy, bolały mnie chyba wszystkie kosteczki i chciało mi się płakać z tęsknoty za łóżkiem. Wreszcie wjechaliśmy do miasta i zapomniałam o niewygodach i zmęczeniu. Było już dobrze po północy, miasto wspaniale oświetlone, na tle nieba liczne minarety i kopuły meczetów.
Kilka godzin snu i od rana zwiedzanie. Przede wszystkim Błękitny Meczet, który od dawna chciałam zobaczyć. No i nie zawiódł mnie. Imponująco wygląda z daleka ze swoimi sześcioma minaretami, ale i wnętrze ma przeciekawe - modlący się gdzieś w zakątku muzułmanie, arabskie napisy na ścianach, gigantyczny, nisko zawieszony żyrandol, przepiękne mozaiki w odcieniach błękitu. Prawdziwa atmosfera orientu, tak mi się przynajmniej wtedy wydawało. Jednak tak naprawdę smak orientu poczułam dopiero na zewnątrz. Siedząc na ławeczce, w ogrodzie, przy pięknej fontannie pomiędzy Błękitnym Meczetem a Hagia Sophia, przyglądając się muzułmańskim kobietom i dzieciom...usłyszałam głos muezina wzywającego na południową modlitwę. Wtedy dopiero tak naprawdę uświadomiłam sobie, że jestem wśród muzułmanów, otoczona kulturą arabską, która od dawna mnie intrygowała. Wrażenie niesamowite.... Do dzisiaj marzy mi się podobna sytuacja, niekoniecznie w Stambule. Nagrałabym wtedy film i odtwarzała go sobie od czasu do czasu w domu.
Będąc pod wpływem tych wrażeń, nie wpadłam w zachwyt nad Hagia Sophia. Świątynia co nieco zniszczona, i na zewnątrz, i w środku. Zwiedzałam ją, kiedy była w trakcie remontu, więc w obecnej
chwili jest już może odnowiona.
No i dalsze zwiedzanie - Topkapi Sarayi (spodziewałam się większego przepychu), przejazd do azjatyckiej części miasta, a na koniec bazar i kolejne przeżycia (z tych mniej przyjemnych, ale dzisiaj już zabawnych). Jak już pisałam, byłam w państwie arabskim po raz pierwszy, nie wszystkiego byłam świadoma. Nikt mnie wcześniej nie uprzedzał, więc ...wybrałam się na ten bazar ubrana w szorty i bluzeczkę bez rękawków. Wchodziłam coraz głębiej w gąszcz straganów i sklepików i coraz bardziej czułam się, jakbym nic na sobie nie miała. Spojrzenia Turków i ich coraz bardziej nachalne zachowanie sprawiło, że ....nic nie kupiłam i starałam się stamtąd jak najszybciej wyjść. Czułam się okropnie nieswojo i całkowicie straciłam dobry humor. Wtedy nie było mi do śmiechu, ale dzisiaj mam niezły ubaw, kiedy sobie o tym przypomnę. Po powrocie do domu moja znajoma, która też była w Stambule, opowiadała, jak to ona na bazar celowo ubrała szeroką, długą do kostek, tzw. ,,antykoncepcyjną" sukienkę. Szkoda, że nie powiedziała mi o tym wcześniej.
Tak więc Stambuł dostarczył mi różnorodnych wrażeń. Na szczęście stamtąd jechaliśmy na objazd Grecji, więc tych wrażeń nie mąciła perspektywa kolejnych 40 godzin w autokarze.