Trzy tygodnie w Słowenii wpadły mi spontanicznie do głowy w ramach planów eksploracji całych Bałkanów, w których co i raz bardziej się zakochuję :)
Wyprawę rozpoczęłam w Lublanie, trzy dni wystarczy, żeby pochodzić po mieście, zwiedzić najważniejsze punkty orientacyjne ;) a nawet przejść się trochę dalej do Zivalskiego Vrtu (ZOO) ;) Miasto robi wrażenie, szczególnie ciasne uliczki oraz zagospodarowanie wybrzeża rzeki Ljublanicy z zapełniającymi się wieczorami kafejkami.
Następnie udałam się do Podkoren - wioski położonej nieopodal Kranjskiej Gory. Niesamowicie klimatyczny hostel wraz z niesamowitymi gospodarzami sprawił, że była to bodajże najprzyjemniejsza część pobytu. Warto iść wszędzie tam na ile pozwala energia i kondycja, Planica, Gozd Martuljek, Tamal, Jasna Jezero zaraz za Kranjską, rezerwat Zelenci. Najwięcej adrenaliny dostarczyła mi wycieczka zamkniętym szlakiem nr 20 na Vitranc, który był tak kręty i wąski, że mój wrodzony lekki lęk wysokości dał się mocno we znaki i schodzenie trasą dla rowerzystów górskich był jak dawno wyczekiwana ulga ;) Dlatego też na drugi dzień pozwoliłam sobie na odrobinę lenistwa i wjechałam dwuetapowo na sam szczyt :)
Z przepięknych Alp Julijskich przemieściłam się nad jeziora, do Bledu. Tu niestety pogoda pokonała plany i nie zobaczyłam wszystkiego, co chciałam, m.in. musiałam poddać wędrówkę w okolicach Jeziora Bohińskiego, ze względu na burze i ulewy. Udało się natomiast okrążyć i obfotografować Blejskie Jezero praktycznie z każdej strony i robi tak samo niesamowite wrażenie zarówno ze wzgórza zamkowego, jak i z punktu obserwacyjnego na Osojnicy. Udało się także przy względnie dobrej aurze zobaczyć wąwóz Vintgar - przepiękną walkę zieleni między drzewami, mchem na skałach oraz krystalicznie czystą wodą potoku.
Ostatnim etapem był Piran. Opalanie, pływanie, piękna, ciepła Adria, barwne zachody słońca, dobre wino i pizza :)
Słowenia jest naprawdę zaskakująco piękna :)
Brak komentarzy. |