Podróż do i ze Stambułu była nie lada przygodą. Okrężna droga jednak okazała się strasznie męcząca i gdyby czekał mnie w ciągu tego tygodnia jeszcze jeden lot to chyba bym zwariowała...
Najpierw był pociąg relacji Warszawa-Poznań i zwiedzanie starówki w Poznaniu, potem lot Poznań-Londyn, noc w Londynie i lot Londyn-Stambuł. Droga powrotna też nie była lekka: najpierw Stambuł-Londyn, potem Londyn-Sztokholm, i w końcu Sztokholm-Warszawa. Miałyśmy przekrój przez wszystkie tanie linie lotnicze. Dlaczego tak? Bo było taniej.
Z lotniska w Stambule odebrała nas rodzina Aslana i pojechaliśmy do Bursy (jakieś 240 km od Stambułu), gdzie miałyśmy okazję gościć w ich domu. Zeszła się cała rodzina, sąsiedzi... i tak spędziłyśmy noc w kurdyjskim domu, gdzie nikt oprócz biednego 16-letniego Alego nie mówił po angielsku. Miałyśmy okazję trochę poprzypominać sobie turecki... z marnym skutkiem. Rodzina Aslana przyjęła nas ciepło i serdecznie. Bursa słynie z jedwabiów i Uludağ-czyli Wielkich Gór, dzięki którym zimą zmienia się w centrum „kayaków”, czyli narciarstwa (kayak-narty).
Z Bursy ruszyłyśmy do Stambułu promem do Yeni Kapı. Z Yeni Kapı piechotą udałyśmy się do Sultanahmet, gdzie miałyśmy nocleg. Mieszkałyśmy na Kutlugün sokak w hostelu Best Island. Spałyśmy w norze (ciasny śmierdzący pokój z widokiem na nic) ale za to położenie hostelu wynagradzało nam trudne warunki. Obok hostelu zaczynały się mury Topkapı, a jakieś 4 minuty piechotą miałyśmy do Sultanahmet Camii (Błękitnego Meczetu). Robiłyśmy sobie spacery po całym Sultanahmet, odwiedziłyśmy Sultanahmet Camii, Yeni Camii (Nowy Meczet), pochodziłyśmy po Otoparku, byłyśmy na Kapalı Çarşı (Krytym bazarze) i Mısri Çarşı (egipskim bazarze słynącym z przypraw itp.), wybrałyśmy się też na spacer przez Karaköy i Beyoğlu do Taksim, doszłyśmy do Taksim Meydanı, gdzie wróciłyśmy też nocą zasmakować nocnego życia Stambułu w klubie z muzyką na żywo.
Wieczory spędzałyśmy w pubie Just niedaleko naszego hostelu na Akbıyık Caddesi. Pub przypadł nam do gustu, poznałyśmy tam Monikę i Simona-małżeństwo, które ostatnie 4 lata spędziło na motorach okrążając kulę ziemską (są wpisani do Księgi Rekordów Guinessa), a teraz sprzedali swój dom w Czechach i jechali przez Turcję poszukując domu, który mogliby kupić i tam zamieszkać.
5 dni w Stambule to słodkie lenistwo poprzeplatane zwiedzaniem i poznawaniem miłych i pomocnych ludzi.... nigdzie się nie spieszyłyśmy, bo wiedziałyśmy, że w 5 dni i tak niewiele uda nam się zobaczyć, wydałyśmy wszystkie pieniądze, ale spędziłyśmy miło czas. W Sztokholmie kiedy myślałyśmy, że przyjdzie nam głodowa... znalazłyśmy 50 koron na ulicy i starczyło na śniadanie... jednak mamy więcej szczęścia niż rozumu :)
Brak komentarzy. |