12 dniowa wycieczka autokarowa z jednym z pierwszych prywatnych biur podróży „Grand Tour”. Autokar ledwo trzymający się kupy ale wszyscy podekscytowani perspektywą Monte Carlo, palm i sław na deptaku w Cannes nawet specjalnie się nie awanturują, gdy tuż za granicą wysiada chłodnica. Po około 6 godzinach postoju ruszamy w dalszą drogę aby przez Austrię, północne Włochy, mijając z daleka wieczorne światła Genui dotrzeć wreszcie około 3 nad ranem do celu naszej podróży - campingu w Antibes.
Wysiadamy zmordowani ale jak przystało na kulturalnych światowców, chcemy cichutko o tej porze zakwaterować się, nie przerywać snu innym turystom. I nagle szok. Przy campingu rozświetlone wesołe miasteczko, muzyka, mnóstwo bawiących się ludzi, wirujący kolorowy diabelski młyn i gorące crepe. W Polsce jeszcze takich brewerii nie było. Pierwsza szalona różnica między naszym smutnym jeszcze wtedy krajem, a tzw. Zachodem.
Zakwaterowani byliśmy w luksusowych (wg mnie), dużych przyczepach campingowych. Był tam salonik, sypialnia, toaleta z prysznicem i kuchnia z pełnym wyposażeniem. I wszystko to dla 4 osób. Przed przyczepą stolik turystyczny z krzesełkami. Nasze małe enklawy rozdzielane są żywopłotami.
Przez teren campingu przepływa rzeczka i znowu nie wierzę własnym oczom. Turyści łowią tam ryby a woda jest krystaliczna. Młodzi zapewne nie rozumieją o co mi chodzi ale starsi pamiętają nasze kolorowe, mętne rzeki w połowie lat dziewięćdziesiątych. Do plaży jakieś 300 m. Szeroka i piaszczysta. Z tej to wspaniałej bazy wyruszaliśmy na zwiedzanie słynnych miejsc Lazurowego Wybrzeża.
A więc Monako - dumnie rozłożone na stoku gór. Maleńkie Księstwo słynne bogactwem mieszkańców, wyścigami formuły 1, XIX wiecznym kasynem. Oczywiście zagrałam w kasynie. Zgrałam się do wysokości najpierw wygranej. Obowiązkowe eleganckie stroje.
Zwiedzałam słynne ogrody księżnej Grace, Muzeum Oceanograficzne, port jachtowy, spacerowałam krętymi ulicami, którymi ścigają się rajdowcy.
Największym jednak przeżyciem było dla mnie zwiedzanie Pałacu książęcego, którego część jest udostępniona turystom. Miałam niesamowite szczęście zobaczenia z bliska rodziny książęcej - księcia Rainiera, Karoliny i Stefanii. Wewnętrzny dziedziniec otoczony jest galerią i podczas gdy my znajdowaliśmy się w części dla turystów, parę metrów od nas w części prywatnej przechodziła dostojna rodzinka żywo i głośno dyskutując.
Inne perły Wybrzeża to Nicea z Promenadą Anglików, platanami, luksusowymi hotelami i butikami. Cannes słynące Festiwalami Filmowymi z pięknym portem jachtowym, Planete Hollywood i oczywiście również niesamowicie drogimi hotelami. Spacer La Croisette - bezcenny. Ale! Piasek na plaży szarawy i dowożony tutaj. Uliczki trochę wyżej (gdyż miasto leży na stoku) i dalej od słynnej promenady niezbyt już ciekawe i oczywiście zaśmiecone jak to u południowców zwykle bywa. Ale wszędzie, w małych krętych uliczkach mnóstwo knajpek ze stolikami na zewnątrz z obrusami w prowansalskich kolorach, kwiaty i oczywiście Francuzi grający w bule. Wszędzie.
Obowiązkowa w tym rejonie jest również wizyta w wytwórni perfum. Oglądamy proces powstawania tych cudów i oczywiście możemy nabyć je po SPECJALNYCH dla nas cenach.
Czas na powrót. W San Remo autokar zaczyna się już rozpadać. A że jest to niedziela, jedyna pomoc to zajezdnia autobusowa. Na szczęście blisko morze, więc spacery, wspaniała włoska kawa i lody pozwalają nam spędzić kolejny niekonwencjonalny dzień wycieczki. Nad ranem Alpy w Austrii znowu nadwyrężają delikatna materię naszego autokaru. Kilka godzin postoju. Ludziom pomału zaczyna się to nie podobać. Jakieś próby buntu i propozycje czekania na podstawienie innego autokaru. Ale zaczyna padać i z duszą na ramieniu ale jednak ruszamy w dalszą drogę. Deszcz leje nieustannie, zalewa już autostradę w Austrii, Czechy - strasznie pada. Przekraczając granicę w Cieszynie widzimy już zalane tereny po obu stronach. Kilka godzin później juz byśmy nie przejechali. Właśnie zaczyna się wielka powódź 1997r.
Brak komentarzy. |