Oferty dnia

Indie - Goa - relacja z wakacji

Zdjecie - Indie - Goa

„W poszukiwaniu takich właśnie miejsc, utraconego sensu istnienia i odmiennych stanów świadomości, wyruszyły przed laty w świat Dzieci Kwiaty zniechęcone komercją i przyziemnością zahipnotyzowanej bogactwem Europy i Ameryki”.

... I choć nie to pokolenie, choć może nie ta mentalność i filozofia życia, ale nadal te miejsca tchną magią, swoistą atmosferą, nadal przyciągają ludzi głodnych czegoś „innego”, czegoś egzotycznego. Podobnie było z nami. Zawsze oglądając albumy o najpiękniejszych miejscach na świecie trafialiśmy na Taj Mahal. Zawsze też gdzieś na dnie serca pojawiała się tęskna myśl... jakże chciałbym tam być, zobaczyć to na własne oczy. I tak po wielu latach skrytych, cichych i tęsknych myśli udało nam się spełnić kolejne marzenie. Przeżyliśmy kolejną wielką przygodę.

Ruszyliśmy na spotkanie Shere Khana, malowanych słoni, joginów i fakirów medytujących na samotnej górze o zachodzie słońca. Długo zastanawiałem się jaką formę ma przyjąć ta wspominka. Na to by napisać szczegółową relację nie mam ani talentu, ani wiedzy, ani tym bardziej daru opowiadania. Indie są tak specyficznych miejscem. Jakby nie z tego świata. Komunistyczna Kuba jest zabytkiem jedynie słusznego ustroju, jakby zatrzymała się gdzieś w latach 70-tych, w Kenii czuje się dawny brytyjski kolonializm, Egipt sam nie wie czy ma być bardziej arabski czy europejski.

Indie zaś są inne. Tak zwyczajnie. Poczynając od wolno hasających wszędzie krów a na kolejnictwie kończąc. Pewnie bierze się to jeszcze z czasów baaaardzo dawnych, gdy pierwsze wielkie cywilizacje rozwijały się w izolacji od reszty starożytnego świata, choć należałoby przy tym wspomnieć, że np. cywilizacja Indusu w niczym nie ustępowała Egiptowi czy Mezopotamii. Ale nie będę przecież robił pogadanki o indyjskiej historii.

Wracając do indyjskiej specyfiki. Tę inność odczuwa się już zaraz po wylądowaniu. Wszechobecna biurokracja. Kartka pod stempel, bez której nie dostanie się następnej kartki pod kolejny stempel, który z kolei wymagany jest by dostać ostatni stempel, który pozwoli opuścić całkowicie już ogłupionemu delikwentowi lotnisko... To nie jest żart, ani nie jest to karykatura. To jest po prostu indyjska rzeczywistość. Jedynie co nam biednym pozostaje to pogodzić się i zaakceptować. Często narzekamy na rozbudowaną biurokrację w Polsce. Aby zrozumieć co to jest biurokracja trzeba pojechać do Indii.

Pamiętacie żarty z czasów poprzedniego ustroju o dwóch milicjantach, z których jeden czyta drugi pisze? To tak mniej więcej to tam wygląda. Czynność, którą może spokojnie wykonać jeden człowiek wykonuje 4 lub 5 osób z czego większość rozkosznie siedzi w kucki i medytuje...

Wykupiliśmy dwa tygodnie w hotelu all inclusive. Był to błąd z wielu względów. Po pierwsze spędziliśmy w nim może w sumie ze 3 dni, może 4. Resztę pobytu spędziliśmy w trasie lub zwiedzając jakieś fascynujące miejsca. Kolejną sprawą było jedzenie. Ani mój Asik ani ja nie lubimy ichniego jedzenia. Poznaliśmy je w Anglii, gdzie się tym zajadają. Nam to zwyczajnie nie podchodzi. W hotelu zaś raczono nas 90% miejscowymi specjałami. Więc pierwsze dwa dni spędziliśmy na ryżu i omletach. Później, gdy ustaliliśmy gdzie jedziemy, gdy wszystko było już popłacone i wiedzieliśmy ile nam zostanie, to zaczęliśmy się po prostu stołować w różnych restauracjach na mieście.

Sama wymiana walut warta jest wspomnienia. Po zapłaceniu wszelkich wycieczek, opłat, dopłat, etc. zostało nam średnio ok. 300 funtów. Poszliśmy z tym do kantoru i wymieniliśmy. Przygotowałem saszetkę z funtami i portfel na rupie. Trochę mną rzuciło o fotel gdy kasjer podał mi 27 tys. rupii w banknotach 50, 100 i 500 rupiowych, twierdząc, że tak będzie najlepiej je wydawać (miał rację) choć na, całkowicie zasadne moje pytanie: jak to nosić i czy dodają do wymiany neseser, uśmiechnął się. I jak dodaliśmy walizeczkę Asika to się okazało, że bez plecaka ani rusz. Ech Indie...

Goa jest nastawione na turystów. Tu nie da się nudzić. Zarówno lubiący się byczyć na pięknych plażach jak i turyści aktywni znajdą tu cały szereg atrakcji. Wybrzeże usiane jest pięknymi plażami. Nasz Candolin Beach była złotą, piaszczystą i szeroką zapełnioną kawiarenkami z leżakami. Wystarczyło kupić coś do jedzenia i picia i można było się byczyć na nich cały dzień. Piękna Hinduska zrobi masaż albo tatuaż henną. Ceny trochę wyższe niż w mieście, ale to zrozumiałe, przy czym nawet to wyższe nie było jakimś porywającym wydatkiem.

Dla amatorów małych przytulnych i cichych plaż też się coś znajdzie. W jeden dzień wynajęliśmy taksówkę na cały dzień i poprosiliśmy by nas obwiózł kierowca po najpiękniejszych plażach. I tak trafiliśmy na plaże u stóp dosyć stromego i wysokiego „klifu”, na której hipisi wyrzeźbili w nadbrzeżnych skałach twarz boga Siwy.

W ofercie miejscowych biur podróży pełno jest ofert wycieczek i pomysłów na spędzenie wolnego czasu. Po długich dyskusjach, bardziej o tym jak upchnąć 14 dni zwiedzania w pobycie 14-dniowych, ustaliliśmy, że możemy czasowo pozwolić sobie na dwie dłuższe wycieczki oraz jedną lub dwie krótsze. Wybraliśmy 3-dniowy wypad do XIV wiecznego miasta Hampi, 3-dniową wycieczkę do New Delhi i Agry. Z krótszych wybraliśmy plantacje przypraw, dżunglę oraz stare portugalskie Goa.

Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Indiach:
Co warto zwiedzić?
  • Hampi,
  • Złoty Trójkąt,
  • Bombaj,
  • Old Goa.
Zresztą tyle tego, że brak życia na to.
Autor: Valion / 2010.11
Komentarze:
Brak komentarzy.