Przeglądając oferty biur turystycznych natrafiłam na wycieczkę „W krainie lawendy i ochry”. Po zapoznaniu się z planem trasy zrozumiałam, że najbliższe wakacje muszę spędzić w Prowansji - ale nie 6 dni z biurem, tylko cały miesiąc z własnym autem pod ręką.
Z gotowych wycieczek „biurowych” korzystam tylko wtedy, kiedy ich samodzielna organizacja mnie przerasta - np. ze względów czasowych, finansowych lub językowych. Tym razem do spółki z mężem przygotowaliśmy letnią wyprawę do krainy słońca, wina, lawendy i jeszcze wielu innych pociągających rzeczy.
Samochodem wyładowanym do granic niemożliwości wyruszyliśmy w połowie lipca. Najpierw podążaliśmy na zachód lekko południowy (przez Polskę i Niemcy), potem zaś na południe lekko zachodnie (przez Francję). Spaliśmy we własnym namiocie na kempingach - to nasz ulubiony, a zarazem bardzo praktyczny sposób wydawania pieniędzy na noclegi.
Wyprawa udała się nadzwyczajnie, jeżeli nie liczyć przygody na niepozornym przydrożnym parkingu pośród winnic, w wyniku której straciliśmy drogi sprzęt fotograficzny męża, dokumenty samochodowe, karty kredytowe i sporo kasy. Po prostu Niewidzialna Ręka przypomniała nam, że czuwa!
Jak teraz widzimy Prowansję? Prowansja to świat zapachów i kolorów. W słoneczny dzień w powietrzu unosi się zapach lawendy, sosen, rozmarynu, tymianku i całego mnóstwa roślin o liściach przesyconych olejkami eterycznymi. Na spacerach co chwila zrywaliśmy jakiś listek, mięliśmy go w rękach i delektowaliśmy się aromatem - a to z lekka cytrusowym, a to z lekka imbirowym, a to znów żywicznym. Kolory Prowansji to też cała paleta. Błękit nieba, lazur morza, zieleń makii i sadów orzechowych, szarość gajów oliwnych, fiolet lawendy, biel skał wapiennych, i wreszcie cała gama płomiennych barw ochry.
Natomiast krajobrazowo ta pachnąca i kolorowa kraina przypominała nam bardzo... Teksas! Wapienne wzgórza porośnięte niskimi dębami i jałowcami, pomiędzy którymi wiją się błękitne i zielone rzeki, i niebywałe kontrasty światła i cienia - oto teksaskie Hill Country. Obrazu dopełniają wszędobylskie pola, sady i winnice, no i rzecz jasna urocze, średniowieczne miasteczka położone malowniczo na wzgórzach...
W podsumowaniu powiem Wam tylko jedno: ach, Prowansja!
OCH! Tyle tego jest... Mnie się nie udało zwiedzić w Prowansji i okolicy wszystkiego, co zaplanowałam, ale co mi szkodzi wymienić?
LAWENDA: okolice Sault. Najlepiej samemu pojeździć po szosach i odkryć najpiękniejsze widoki. Można sobie wjechać w dirt-road między pola i urządzić piknik na skraju fioletowego oceanu, a potem jeszcze sesję fotograficzną - właściciele plantacji to tolerują.
Kto chce, może zwiedzić Muzeum Lawendy w Coustellet, ale chyba lepiej odwiedzić jedną z licznych destylarni olejku lawendowego, gdzie oprócz wszelkich informacji o lawendzie jest pokaz destylacji, degustacja węchowa olejków i spacer przez kwitnące pola. Destyalrnia „Bouquet de Lavande” z Ferrassieres oferuje też samodzielne żęcie sierpem lawendy na polu, a potem użęty bukiet zabiera się na pamiątkę. W „Les Agnels” (Apt) jest też basen z wodą lawendową i tzw. przestrzeń bien-etre, ale to kosztuje dodatkowo od 15 do 90 EUR. Kto lubi, może się wybrać na kolorową, pełną atrakcji lawendową fetę połączoną z jarmarkiem - np. na Corso de la Lavande w początku sierpnia w miejscowości Valreas. Ale i tak najważniejsze są pola.
OCHRA: poza miejscami renomowanymi w rodzaju Prowansalskiego Colorado czy Ścieżki Ochry w Roussillon można znaleźć jeszcze inne miejsca, gdzie nie płaci się za bilet - polecam ochrowy kanionik naprzeciwko kempingu przy szosie pomiędzy Goult a Murs. Cudne miejsce, znacznie bardziej naturalne niż te duże stare wyrobiska.
PERFUMY: tu bezdyskusyjnie stare Grasse, pięknie położone na wzgórzach. Tradycja produkcji perfum sięga tu XVI wieku. Oprócz zakładów produkcyjnych można sobie załatwić zwiedzanie plantacji - np. róż stulistnych, jaśminu, lawendy (warto tylko w okresie kwitnienia i zbiorów). Przy okazji człowiek zapozna się z całym procesem pozyskiwania pachnących substancji z kwiatów, korzeni, liści, kory, owoców etc. Najbardziej znana jest firma Fragonard, ale najciekawsze było moim zdaniem zwiedzanie nowoczesnej fabryczki Galimarda. Anglojęzyczna przewodniczka snuła pełne ciekawostek opowieści i odpowiadała na wszelkie pytania, a oprócz tradycyjnego wąchania pojedynczych składników zapachowych było też wąchanie i perfumowanie się kompoozycjami firmowymi. Ręka pachniała jeszcze kilka dni później! Warto dodać, że zwiedzanie fabryczek jest darmowe (nawet z przewodnikiem), a w każdej z nich jest sklepik z obfitością atrakcyjnych produktów. Kto ma kasę, może sobie też wykupić lekcję warsztatową, w czasie której sam skomponuje w profesjonalnym środowisku perfumy i weźmie je na pamiątkę. Zwykle kosztuje to kilkadziesiąt EUR.
LASY: w Europie Wsch. są nie do pobicia, ale i we Francji jest coś ciekawego: lasy cedrowe. Nasiona cedru atlaskiego przywiezione z gór Atlas wysiano w czasach napoleońskich - obecnie wyrosłe z nich potężne i piękne drzewa są trzecią generacją wstecz. W niższej warstwie lasu przeważają zarośla bukszpanowe, a w runie jest sporo kań - od razu ususzonych. Spacer ścieżką botaniczną lub zwykłym szlakiem z czystym sumieniem polecam każdemu, cudowny jest też piknik wśród cedrów w upalny dzień.
GÓRY: w Prowansji ich nie brak, a moim zdaniem należy wyróżnić:
MIASTECZKA (i MIASTA): tu tylko wymienię, zaczynając od boskiego ochrowego Roussillon, poprzez pachnace perfumami i średniowieczem Grasse oraz pięknie położone Gordes i klimatyczne Goult, elitarne i pełne galerii Bonnieux, do zabytkowego Vaison-la-Romaine, a przy okazji wspaniały Avignon i Orange, no i miasta Lazurowego Wybrzeża (zwłaszcza Marsylię i St. Raphael)... zresztą w tej dziedzinie każdy może dokonać własnych odkryć, bo miasteczka Francji są po prostu urocze, a zabytków nie brakuje.
CIEKAWE SZLAKI:
ZABYTKI:
Między 12:00 a 14:00 (lub nawet 15:00) Francja je i śpi. Nie można wówczas niczego kupić, ani załatwić - wszystko pozamykane. Knajpy jednak działają.
Drogi i poruszanie się samochodem
Oznakowanie dróg jest dość fantazyjne, toteż kierowca musi nieźle główkować. Drogowskazy, inaczej niż u nas, są obrócone w stronę skrętu (czyli np. w lewo), a nie zgodnie z drogą, którą należy jechać. Poza tym występują niesamowite ilości rond, które w zamysłach mają zastępować spowalniające ruch skrzyżowania, tyle że wskutek kiepskiego oznakowania trzeba takie rondo okrążyć przynajmniej dwa razy, żeby zapoznać się z drogowskazami i wybrać kierunek. Inną ciekawostką jest wiele mówiący drogowskaz „Wszystkie kierunki”. Niby wskazuje drogę wyjazdu z miasta, ale często nieźle miesza w głowie kierowcy. No i nie należy się dziwić, jeżeli na tym samym placu przy jednym drzewie strzałka kierująca w miejsce X będzie wskazywać „w prawo”, a przy innym drzewie, trzy metry dalej „w lewo”.
Noclegi - kempingi, hotele
W Prowansji oblężenie kempingów, hoteli i większości atrakcji jest tak ogromne, że czasem się człowiek nie załapie. Trzeba być na to przygotowanym, albo wszystko wcześniej rezerwować. Spanie na dziko, szczególnie w lesie, jest zabronione m.in. z uwagi na zagrożenie pożarem (na południu kraju przepisy przeciwpożarowe są surowe i dość rozbudowane). Dodam, że poza spływem Ardeche, na który się w sezonie nie da załapać z marszu, niczego nie rezerwowaliśmy. Jednak kemping w okolicy Kanionu Verdon znaleźliśmy cudem (ostatnie miejsce w okolicy, i to takie trzeciej kategorii), a w rejonie lawendowym, w okolicy Sault, wcale i musieliśmy się ratować nielegalnym rozbijaniem namiotu w lesie. Podobnie w Luberon, wszędzie siedziały tabuny Holendrów i nigdzie nie było miejsc, musieliśmy więc zadowolić się jakimś przypadkowym, niezbyt pięknie położonym i niezbyt luksusowym kempingiem. W ogóle zasada jest taka, że duże kempingi z basenem, cieniem, skomplikowaną infrastrukturą i wiekszą ilością gwiazdek są zajęte. My wolimy mniejsze i cichsze, ale na te też trzeba przybywać do południa, bo po południu już nie ma miejsc na duży namiot, na mały zresztą też nie bardzo.
Pamiątki z wakacji
Fajnymi pamiątkami i prezentami z pd-wsch Francji są:
W każdym biurku turystycznym i większości recepcji można zaopatrzyć się w garść ulotek reklamujących wszelkiego typu atrakcje w okolicy - od degustacji i imprez kulturalnych, poprzez zabytki, muzea i parki rozrywki, aż do wypadów turystycznych z kajakiem, rowerem lub pieszo. Dlatego warto zostawić sobie parę dni rezerwy - atrakcji jest tyle, że serce boli, gdy trzeba wybierać jedno kosztem drugiego.
Znane w świecie bestsellery Petera Mayle’a o Prowansji na pewno warto przeczytać, ale niekoniecznie przed wyjazdem do Prowansji. Przed wyjazdem można przeczytać „Rok w Prowansji” - ta książka podoba się zawsze i każdemu. Natomiast pozostałe tomy najlepiej czyta się po powrocie z wakacji - wtedy nie nudzą i przynoszą pożytek, bo utrwalają zapamiętane obrazy, potwierdzają nasze spostrzeżenia i pozwalają lepiej zrozumieć ten region.
I jeszcze do poczytania: polecam wykład M. Pinkwarta „W oknach Prowansji” przygotowany z okazji Dnia Kultury Francuskiej w N. Targu. Dostępny na stronie www.pinkwart.pl/Prowansja/Okna_Prowansji.htm
Brak komentarzy. |