Gdyby nie przypadek, prawdopodobnie nigdy nie przyszłoby mi do głowy wybrać się na wakacje do Niemiec. Przez większość mego życia Niemcy pojmowałam jako kraj rozległy i potężny, świetnie zorganizowany i zadbany, lecz krajobrazowo i przyrodniczo raczej nieciekawy. Owszem, przez Niemcy warto śmignąć w drodze na zachód, bo dzięki autostradom jest szybciej. Z okien samochodu widać tylko równiutkie pola, schludne miasteczka i od czasu do czasu kawałek lasu - czyli nuda. No dobrze, jest jeszcze ten zwariowany Berlin i góralska Bawaria, tam można chwilkę zabawić. Ale na tym koniec.
Myliłam się! Okazuje się, że w Niemczech są zakątki przecudne, pełne niezwykłych widoków i przyrodniczych perełek. Są zakątki tak malownicze i tak ciekawe, że nie można być szczęśliwym nie zobaczywszy ich. Mam na myśli Szwajcarię Saską (inaczej Saksońską) i bałtycką wyspę Rugię. Pierwsze z tych miejsc to świat wygasłych wulkanów i piaskowcowych ostańców, przekształcony w Park Narodowy Szwajcarii Saskiej (Nationalpark Sächsische Schweiz). W drugim na gości czeka świat białych klifów kredowych i zasypanych krzemieniami plaż bałtyckich, znany jako Park Narodowy Jasmund (Nationalpark Jasmund). Oba te parki narodowe są najpiękniejszymi parkami Niemiec i leżą blisko Polski!
O tym pierwszym (skalistym) świecie dowiedziałam się, będąc w Szwajcarii Czeskiej - mapa wskazywała na istnienie cudów przyrody również po drugiej stronie granicy. Zrobiliśmy sobie dwie wycieczki tamże i piorunem się zakochaliśmy. Przepiękne zdjęcie z drugiego (nadmorskiego) świata znalazłam przeglądając jakąś pracę monograficzną o skamieniałościach znajdowanych w pokładach kredy. No i co? Spakowałam do walizy buciki trekkingowe, strój plażowy, graty i bety kempingowe oraz zapas kart SD. Przekonałam rodzinę, że nasze dalsze życie nie będzie mieć sensu, jeśli tam nie pojedziemy. I pojechaliśmy, w ciemno, bez żadnych rezerwacji i z przeświadczeniem, że jakoś to będzie. Było nie tylko „jakoś”, ale po prostu wspaniale...
Ludzie kochani, zróbcie sobie kiedyś tę przyjemność i odwiedźcie te miejsca! Naprawdę warto.
W Szwajcarii Saskiej: powiem krótko - cały park narodowy. Warto przejść każdy szlak, wejść na każdy punkt widokowy i chłonąć, chłonąć każdy metr sześcienny przestrzeni. Sieć szlaków jest dosyć gęsta, więc można tworzyć najróżniejsze warianty tras, ale generalnie od przejścia kilku ładnych kilometrów i pokonania jakiejś „górki” nie da się wykręcić. Być może jest to kwestia jakiejś korzystnej aury, jakichś szczególnie miłych wspomnień - ale uważamy z mężem, że jest to jedno z najpiękniejszych miejsc w Europie. Byliśmy tam już dwa razy i na pewno jeszcze będziemy. A jeśli już koniecznie musimy wskazać jakieś konkretne atrakcje (np. komuś kto nie może tam spędzić tygodnia), to będą to:
1 - Bastei Brücke, genialne połączenie sił natury (która wyrzeźbiła wspaniałą skalną ambonę) z siłami człowieka (który wzniósł most idealnie wkomponowany w owe skały). Jedno bez drugiego nie byłoby tak piękne. Mostem można się przejść, zaliczając krótki szlak-pętelkę z wieloma punktami widokowymi. Widoki na płynącą w dole Łabę i lekko przymglone wulkany, albo skalne ostańce wśród lasów, są powalające. Aparat tak pstryka, że aż się poci. W pobliżu są dla nienasyconych dodatkowe szlaczki piesze, z których można sobie obejrzeć most i wspomniane skały z dalszej perspektywy. Gorąco polecam! Aby tam dotrzeć, auto zostawiamy na dużym parkingu 3 km przed atrakcją i wsiadamy w piętrowy shuttle-bus (co kwadrans) za symboliczną ilość eurosów (jeden bilet w tę i z powrotem).
2 - szlak pieszy E3, tzn. jeden z jego odcinków - ten w okolicy Drezna. E3 przebiega przez 12 państw, łączy Atlantyk z M. Czarnym i ma 7500 km. Na wspomnianym odcinku jest rajsko pięknie, czy idzie się lasem, czy granią, czy staje na punkcie widokowym. Jednak nie jest to szlak bardzo łatwy. Nie brakuje drabinek i jest kilka miejsc nieco przepaścistych (aczkolwiek to nie są przepaści takie jak w Tatrach). Nie ma się jednak czego obawiać: wszystko jest bezpieczne i nader solidnie umocowane, tak po niemiecku. Tyle, że buty trekkingowe i napięta uwaga są obowiązkowe. Czas przejścia 3-5 h (ale oczywiście zależy od wielu czynników indywidualnych).
3 - szlak do/przez skalny bastion Schrammsteine. Skały Schrammsteine znajdują się pomiędzy Łabą a Kirnitzsch Bach. Szlak, który jest pętlą (deniwelacja około 500 m w górę i oczywiście tyle samo w dół), najlepiej rozpocząć od płatnego parkingu w Bauthenfall, ewentualnie od nieco dalszego w Lichtenhainer Muehle, który jest bezpłatny. Pierwszym etapem jest wejście na punkt widokowy Schrammstein, potem idzie się wzdłuż urwiska do Breite Kluft, ale widoki wynagradzają strach. Potem Frienstein, Ida Grotte (jaskinia) i powrót do Bauthenfall. Na szlaku są różne miejsca silnie eksponowane, ale porządnie uzbrojone, czyli bezpieczne. Na spokojne przejście szlaku z odpoczynkami, piknikiem, sesjami zdjęciowymi należy przeznaczyć jeden pełny dzień (oczywiście wytrawni, zdyscyplinowani piechurzy przejdą go szybciej). Szlak jest po prostu wspaniały. Kto nie lubi marszu (albo myślał, że lubi, ale już się zmęczył lub wystraszył, gdy wlazł na pierwszy punkt widokowy), może się ograniczyć do samych skał Schrammsteine. Z parkingu, po pokonaniu długiej trasy przez las, a pod koniec kilkuset schodków i paru drabinek, włazi się na ich szczyt, na platformę widokową, skąd rozpościerają się cudne widoki, m.in. na wstęgę Łaby. Podczas schodzenia z powrotem mamy widok na skały Affensteine. Ta wycieczka także zajmuje kilka godzin. Oznakowanie szlaków jest generalnie dobre, ale lepiej jednak zaopatrzyć się w mapę i/lub GPS.
4 - trasa rowerowa wzdłuż Łaby w Bad Schandau. Cały szlak wzdłuż Łaby (Elbaradweg) przebiega przez terytorium Czech i Niemiec, ma 860 km i należy do najpopularniejszych tras rowerowych w Europie, a już na pewno w Niemczech. Prawie na całej długości jest to osobna ścieżka, głównie asfaltowa, wygodna, raczej płaska. W Niemczech przez cały czas jedzie się przez Rezerwat Biosfery UNESCO ”Krajobraz Rzeczny Łaby” (Flusslandschaft Elbe). Na terenie Niemiec szlak rozpoczyna się w Bad Schandau, właśnie w Szwajcarii Saskiej - w cudnym przełomie Łaby, i kończy w Cuxhaven nad M. Północnym. Cały szlak warto przejechać (temat na osobna wyprawę), ale odcinek w Bad Schandau na pewno nie rozczaruje. Nas fatalna pogoda odwiodła od tej zaplanowanej jednodniowej wycieczki rowerowej, ale na podstawie opisów i zdjęć mogę przysiąc, że warto.
LINKI POMOCNE W PLANOWANIU TRASY:
podroze.gazeta.pl/podroze/1,114158,9502443,Szwajcaria_Saksonska__Od_Bastei_do_Pirny.html
www.poznajsaksonie.pl
www.saechsische-schweiz-touristik.de/Ausflugsziele--303.html (po niemiecku)
www.summitpost.org/schrammsteine-ridge-tour/508732 (po angielsku)
Na Rugii: Rugia to wyspa o powierzchni mniej więcej 1000 km2, zatem jest co oglądać. Sam interior wygląda wprawdzie jak reszta Niemiec: nie kończące się, lekko falujące pola (w sierpniu głównie płowe rżyska), gdzieniegdzie zielona plamka gaju albo smuga drzew zasadzonych przy drodze jezdnej, od czasu do czasu wioska czy miasteczko. Ale są miejsca wyjątkowe:
1 - Park Narodowy Jasmund, ten najważniejszy, z pięknymi kredowymi klifami. Obejmuje ponad 40 km pn-wsch wybrzeża Rugii, pomiędzy Sassnitz a Lohme. Jest to półkilometrowej szerokości pas wybrzeża z siecią szlaków pieszych i rowerowych. Klify porasta pierwotny las bukowy, trochę dziwaczny - same buki, prawie wcale nie ma runa, ale niewątpliwie piękny. Górą klifu przez las biegnie wygodny i cienisty szlak, wychodzący co jakiś czas na bardziej lub mniej legalne punkty widokowe, z których można podziwiać kolejne fragmenty klifowego wybrzeża pod różnymi kątami. Z całą pewnością warto go przejść, choć nie jest to zadanie na jeden dzień, raczej na dwa, a może nawet trzy. Wytrwali piechurzy mogą wędrować dołem, czyli plażą. Idzie się niewygodnie, po kamieniach (głównie krzemieniach, które w trakcie erozji brzegu wypadają z pokładów kredy), trzeba też dość często pokonywać przeszkody w postaci zwalonych w poprzek plaży drzew, jednak ma to niewątpliwą zaletę: klify widzi się przez cały czas. U stóp klifu w wielu miejscach rosną klony, kalina i rokitnik. Co kilkaset metrów na plażę spływa z góry klifu jakiś strumyk. Najpiękniej jest w okolicy słynnego „Królewskiego Stolca” (Königsstuhl), tam warto pospacerować i dołem, i górą. Inne znane miejsca to Grosse Stubbenkammer i Kleine Stubbenkammer. A kto wykupi bilet do Parku Narodowego - co wcale nie jest konieczne, żeby poznać piękno parku! - może w Centrum PN Jasmund obejrzeć filmik 3D oraz odwiedzić nowoczesne muzeum przedstawiające przyrodę parku (cena: ok. 15 EUR od rodziny). Wstęp na platformę widokową na Królewskim Stolcu też kosztuje kilka EUR od osoby. A kto lubi spacery z przewodnikiem, za 2-4 EUR od osoby może iść na szlak kredy i klifów, szlak drzew i lasów, lub szlak dziedzictwa historyczno-kulturowego parku, jednak wymagane jest wcześniejsze uzgodnienie wycieczki Centrum PN Jasmund, no i znajomość niemieckiego lub angielskiego.
2 - Kap Arkona, czyli przylądek posądzany o bycie najbardziej wysuniętym na północ punktem Niemiec (w rzeczywistości nim nie jest). Jest to obszar chronionego krajobrazu i największa atrakcja turystyczna Rugii, odwiedzana przez tłumy. Żeby tam trafić, trzeba zaparkować auto 2 km wcześniej i iść pieszo (za darmo) lub podjechać traktorem przerobionym na pociąg bez szyn (za pieniądze - nie wiem ile, bo szłam pieszo). Ludzi tam mnóstwo, ale przynajmniej nie ma samochodów. Co jest do oglądania? Przede wszystkim sam przylądek. Trzeba zejść schodami na plażę i udać się w kierunku zanurzonych w morzu ruinek. Na czubku przylądka znajduje się nadmorska łąka, zielona, miejscami obficie kwitnąca i mocno potargana przez wiatr (uwaga: na wspomnianą okoliczność należy mieć ze sobą polar i/lub sztormiak). W słoneczny dzień widok na morze cudowny, a najcudowniejsze są jego kolory - rzecz jasna, „morskie” - wszystkie możliwe odcienie. Ponadto turysta może zwiedzić dwie latarnie morskie, bunkry, miejsce kultu Prasłowian i resztki ich dawnego grodu Jaromasburg, wreszcie może przejść się do uroczej wioseczki Vitt (i to ostatnie należy zrobić koniecznie). Ta zabytkowa wioseczka ulokowała się nad samym morzem, składa się z białych chat krytych strzechą, a w niemal każdej z nich czeka na gości kafejka, bar, lodziarnia albo sklepik. Można tam spróbować wyśmienitego soku z owoców rokitnika, uprawianego na Rugii i zwanego „cytryną północy”, a także tortu i lodów z rokitnika, można wreszcie zakupić konfiturę lub likier z rokitnika. Rokitnik to specjał bardzo rugijski.
3 - rezerwat Schmale Heide, czyli pole krzemieni w okolicy Mukran. Kto był na krzemieniowej plaży w Jasmund, może sobie darować - o ile najciekawsze są dla niego same krzemienie. Wszak krzemienie wszędy jednakie. Ale krajobrazowo rezerwat jest lepszy niż plaża, choć kiedyś plażą sam był. Spacerek szlakiem pieszym (5 km od parkingu w obie strony) polecić można szczególnie w sierpniu, ze względu na kolory: zieleń sosen, fiolet wrzosów, czerwień owoców kaliny i głogu, a do tego czerń i biel krzemieni oraz błękit nieba. A jak się spotka żmiję, to i ładny zygzaczek można sfotografować.
4 - plaże na odcinku pomiędzy Groven i Kap Arkona, rzecz jasna piaszczyste. Przy szosie biegnącej przez las znajdują się parkingi - leśne i niestrzeżone, ale płatne (pierwsza godzina 2 EUR, kolejne po 1 EUR)! Z parkingu idzie się 5 minut przez cudny, nadmorski las sosnowy, wyścielony mchami i porostami jak dywanem. Po przekroczeniu pasa niskich wydm, malowniczo obrośniętych wysokimi trawami, jesteśmy na plaży. Piasek jak u nas, woda jak kryształ. Ludzi więcej lub mniej - zależy od miejsca. Infrastruktury brak, więc nie ma ani smrodu, ani hałasu. Generalnie, sama przyjemność.
Żeby sobie urozmaicić pobyt, można odwiedzić jeszcze kilka innych miejsc, gdzie spotkamy się z interesującymi wytworami cywilizacji, jak np.:
5 - Sellin, atrakcyjne miasteczko nadmorskie w pd-wsch części wyspy. Niegdyś wioska rybacka, pod koniec XIX wieku przetransformowana w luksusowy kurort w stylu cesarskim. Spacer główną ulicą wiodącą na plażę i do mola, Wilhelmstrasse, jest obowiązkowy. Odnowione, „zrobione na biało” 100-letnie wille, obecnie hotele dla gości, to czysta wspaniałość. Wzdłuż ulicy ciągną się stragany i knajpki. Można (i warto) wdepnąć gdzieś na kawę, piwo, bułę z rybą czy po prostu obiad. Ulica jest niby główna, ale „przytulna” i jakby kameralna, bardzo kurortowa, gości na niej duch wakacji. Na jej końcu znajduje się równiutka (wybetonowana?) plaża z białymi koszami i żółtym piaskiem. Woda w morzu płytka i bardzo czysta. 394-metrowe molo zaprasza do restauracji i na film 3D, który ogląda się... w batyskafie pod wodą! Nie lubię ludnych miejsc, ale Sellin to naprawdę przyjemny kawałek Rugii. Do kurortu można dojechać słynnym „Szalonym Rolandem”, czyli długą kolejką wąskotorową wydmuchującą jeszcze dłuższy kłąb czarnego dymu, która jeździ także do innego cesarskiego kurortu - Binz.
6 - „Kolos z Prory” czyli 4500 m długości budynek ciągnący się wzdłuż porośniętych sosnami wydm w Prorze. To brzydkie gmaszysko kojarzące się z komuną w rzeczywistości postawili naziści, realizując projekt Hitlera stworzenia w Prorze ośrodka wypoczynkowego dla mas pracujących III Rzeszy, do którego można dotrzeć wyłącznie drogą wodną, nie lądową. Projekt upadł, a budynek się trzyma i zadziwia spacerowiczów. Spacer „w tę i z powrotem” dobrze ubitą aleją wzdłuż gmachu to aż 9 km marszu! W niektórych fragmentach budynku gospodarzą jakieś firmy, są też różne muzea, tyle że bilety są chyba zbyt drogie jak na wystawiane w nich kolekcje. Podsumowując: piękne to nie jest, a wręcz przeciwnie, ale rozmachem zachwyca. Przy okazji można łatwo przedostać się na ładną, piaszczystą plażę - to tylko parę kroków od niedoszłego ośrodka, dziś zabytku historii III Rzeszy.
7 - Bergen auf Rügen, stolica wyspy, gdzie obok przyjemnego dla oka ryneczku znajduje się zabytkowy Kościół Mariacki. Niegdyś budowla romańska, dziś typowy gotyk. Z zewnątrz czerwona cegła, w środku XIII-wieczne freski. Wspaniała, choć jakby przykurzona ambona. Na wieży zegar z 61-minutową tarczą. W fasadzie kamienna rzeźba o mocno zatartych rysach, prawdopodobnie element kultu słowiańskiego. Znakomity przerywnik w wędrówkach przyrodniczych.
8 - Altenkirchen, miasteczko na północy wyspy, w którym znajduje się cenny zabytek: najstarszy kościół ceglany, parafialny. Bryłę ma zaprawdę dziwaczną, ale to zrozumiałe, ponieważ kościół zaczęto budować w XII wieku, a potem rozbudowywano i przebudowywano przez 600 lat. W ścianie jest wmurowana płyta kamienna przedstawiająca tajemniczą postać z wąsami i rogiem - być może wizerunek pogańskiego bóstwa, Świętowita.
9 - Stralsund, miasto witające wjeżdżających na wyspę czerwonymi wieżami Kościoła Mariackiego, który w XVII w. był przez kilkadziesiąt lat najwyższym budynkiem świata, oraz kościoła Św. Mikołaja, będącego ważnym elementem Gotyckiego Szlaku Ceglanego Europy. W Stralsund jest co oglądać. Stare Miasto wpisane jest na listę UNESCO. Budynek ratusza i kościoły, a także niektóre z kamieniczek, po prostu zachwycają. Widok z kościoła NMP na miasto i Cieśninę Stralsund jest wielce fotogeniczny - oczywiście tylko w pogodny dzień. W kościele Św. Mikołaja można zobaczyć, jak wyglądało naprawdę wnętrze gotyckiej świątyni w średniowieczu - a wbrew wyobrażeniom większości ludzi było kolorowo pomalowane. Niebrzydki jest też port stralsundzki, Polakom może odrobinkę kojarzyć się z Gdańskiem. Wszystko to da się zobaczyć w pół dnia.
Nic nie stoi na przeszkodzie, by sobie pobobrować po wyspie w poszukiwaniu kolejnych uroczych zakątków. Jest tam jeszcze jeden park narodowy, Vorpommersche Boddenschaft, z pięknymi piaszczystymi plażami, wrzosowiskami na wydmach i słonymi łąkami. Doświadczeni rugioznawcy polecają wyspę Hiddensee, na którą nie można dostać się samochodem (tylko promem, a poza tym w ogóle się nie wjeżdża na tę wyspę na czterech kółkach). Podobno jest tam obłędna przyroda i odludzie. My też mieliśmy to w planach, ale nie wystarczyło czasu.
Gdzie spać na Rugii? Oprócz licznych hoteli i pensjonatów na Rugii jest mnóstwo kempingów, po niemiecku porządnych. Są wielkie, bardziej luksusowe (np. świetnie położony w Lohme/Nipmerow Krüger Naturcamping) i małe, kameralne - jak np. ten, na którym mieszkaliśmy my: w Lietzow. Rodzina 2+2 musi się liczyć z wydatkiem 35-40 EUR za noc. Ale na kempingach niemieckich mieszka się znakomicie. Czyściutko. Ciepła woda non stop. Ręczniki papierowe bez limitu. W nocy cisza i spokój (chyba, że przyjedzie jakaś dzicz z Polski - niestety). Na kempingach można spać w namiotach, przyczepach i kamperach. Można też z reguły wynająć domek, tyle że wtedy konieczna jest wcześniejsza rezerwacja.
Gdzie spać w Saksonii? Można w pensjonatach, można w hotelach, których nie brakuje - tyle że to raczej droga impreza. Można na kempingach. A najlepiej - po czeskiej stronie granicy. Znacznie taniej! Znane nam miejsce to kemping w Mezni Louka. Są tam skromne domki do wynajęcia, można też rozbić namiot. A w całej miejscowości można znaleźć bez problemu hotel czy kwaterę (aczkolwiek uwaga: rejon jest popularny, nie tylko w lecie). Można też wynająć lokum w Jetrichovicach (drożej), albo w samym Hrensku (drogo).
Co jeść (na Rugii)? Ryby, ryby, ryby! Nas zauroczyły tzw. „buły z rybą” - kanapki ze wszystkimi rodzajami śledzi (do wyboru - a wszystkie świeżutkie i smakowite), rybą wędzoną (makrela, łosoś) lub smażoną i potem zamarynowaną. Koszt od 2 do 4 EUR za sztukę. Gdzieniegdzie spotyka się wędzarnie obstawione stolikami, w których konsumuje się jeszcze ciepłe ryby wędzone na wagę (węgorz, halibut, maślana, dorsz, śledź), do tego bułka i musztarda lub cebula. Danie rybne na ciepło w restauracji - a jest ich spory wybór - kosztuje kilkanaście EUR. Pycha! Można wyeliminować mięsiwo bez uszczerbku na zdrowiu fizycznym i psychicznym.
My nie jedliśmy nic szczególnego. I nawet nie studiowaliśmy kuchni saksońskiej dla poszerzenia wiedzy. Szaszłyk, sznycel, ziemniaki, kanapki, piwo, apfelstrudel - to nam zupełnie wystarczyło.
Gdzie parkować na Rugii? Generalnie parkingów nie brakuje, znaków do nich kierujących również. Na parkingach są parkomaty. Zwykle 1 godzina kosztuje 1 EUR. Czegoś takiego jak parking bezpłatny nie widzieliśmy - no chyba, że przed supermarketem. Czasem można postawić autko na pół godzinki za darmo - ale i tak należy wydrukować kwitek do przeczytania w bramce wyjazdowej. Ludzie czasem korzystają ze specjalnych kółek, takich jakby tekturowych zegarków, które nastawia się po zaparkowaniu i umieszcza pod przednią szybą, żeby było widać o której się skończy czas. Gdzie się jednak kupuje takie kółka - nie mam pojęcia. No i jeśli chodzi o parkowanie w wyznaczonych/przypadkowych miejscach, to z Niemcami nie ma żartów, szczególnie w miastach, gdzie mandat jest murowany.
Gdzie parkować w Saksonii? Na wyznaczonych parkingach - również płatnych.
Czego unikać na Rugii? Zbliżania się do krawędzi klifów, śmiecenia, hałasowania, parkowania w niedozwolonych miejscach. Niemcy bardzo tego nie lubią. Można się natomiast ubierać i czesać z dowolnym stopniem ekscentryczności, to jest OK.
Czego unikać w Saksonii? Cóż, dokładnie tego samego (z tym, że zamiast klifów są tam urwiska).
Brak komentarzy. |