Jeśli wszystko się dobrze układa, rutynowy tygodniowy wyjazd służbowy w okolice Paryża może zamienić się w nastrojowe, jesienne mini-wakacje. Ostatnio byłam tam dwa lata temu. Tym razem więcej uwagi poświęciłam Paryżowi, z którego deszczowa aura wydobyła klimat rodem z obrazków impresjonistów. Niestety, w wersji służbowej nie było zbyt wiele czasu na ten Paryż - właściwie tylko jeden cały dzień. Dlatego nazwałam tę relację „Paris Express”.
Generalnie ekspresowy przelot przez Paryż to nie jest dobry pomysł. W Paryżu trzeba POBYĆ. Połazić, posiedzieć, pomyszkować. Smakować go jak lody w stu smakach. Oglądać w różnych porach roku. Dlatego cały dzień wolny od zajęć służbowych przeznaczyłam na wielki spacer po Paryżu.
Zdecydowałam się na zwiedzanie kilku atrakcji, lecz pierwsza z nich była - wskutek awarii - nieczynna. Nie chcąc psuć sobie dnia, poszłam dalej - już bez szczegółowego planu, bez dokładnie wyznaczonej marszruty, nieomal gdzie oczy poniosą, rzucając zdawkowe tylko spojrzenia na mapkę w przewodniku, żeby zbytnio nie zbłądzić. Włóczyłam się pod chmurami z aparatem w stanie permanentnej gotowości, z rozpostartą nad nim parasolką, skrapiana systematycznie przez deszcz. Przemoczyłam buty. Zaczęłam kichać. Omal nie obrosłam grzybem. Czy widziałam coś nadzwyczajnego, czego nie widzieli inni? Chyba nie... Ale było cudownie.
Zapraszam do poczytania i pooglądania - w mojej relacji można znaleźć kilka informacji o mniej znanych atrakcjach i zakątkach Paryża. To całkiem ciekawe! Oczywiście w galerii jest także i odrobina klasyki...
Ach, Paryż! Gdyby tak można było tam pomieszkać roczek czy dwa... bo Paryża nigdy dość. Każde miejsce na świecie ma swoją historię, którą można naprawdę interesująco opowiedzieć. Paryż ma ich co najmniej milion.
Nie będę tu zastępować przewodników, które opowiadają o wszystkim w setkach wersji i proponują trasy, obiekty, wydarzenia, lokale. Nie będę opisywać Luwru, Sorbony, katedry Notre Dame, Łuku Triumfalnego, ani wieży Eiffla czy Monmartru. Powiem tylko, gdzie się włóczyłam (i czy było warto) oraz gdzie chciałam być, lecz się nie udało.
KATAKUMBY - to właśnie miał być gwóźdź programu. Niestety, z powodu awarii klimatyzacji podziemia zamknięto do odwołania. Ponad 200 lat temu były tu kamieniołomy, potem zaś podziemne miasto, w którym wiele się działo - tu „żył i tworzył” paryski półświatek, tu komunardzi rozstrzeliwali monarchistów, tu spiskował przeciw nazistom francuski ruch oporu, tu odbywały się tajemne czarne msze. Dzisiaj katakumby stanowią świadectwo historii i atrakcję turystyczną. Żałuję, że nie zobaczyłam podziemnego świata, w którym mieszkał Upiór z Opery, i który zainspirował Victora Hugo do napisania „Nędzników”. Nie widziałam napisu „Zatrzymaj się! Tu zaczyna się imperium śmierci”, ani Rotundy Piszczeli, ani misternych układanek z ludzkich kości. A warto! Może nie w pierwszej kolejności, ale na pewno jest to jedno z ciekawszych miejsc do odwiedzenia w Paryżu. Trzeba założyć porządne, nieprzemakalne buty, wysiąść na stacji metra Denfert-Rochereau, przejść 50-100 metrów, zapłacić 8 EUR i zagłębić się w świecie mrocznych opowieści z przeszłości oraz ludzkich szczątków.
CMENTARZ Montparnasse - położony w pobliżu katakumb, z pewnością wart godzinnego spaceru wśród zabytkowych nagrobków i kaplic rodzinnych. Tu spoczywają słynni artyści, pisarze, politycy, ludzie kultury. Ale nie dla pokłonienia się ich pamięci warto tu zajrzeć. Tu jest po prostu pięknie i nastrojowo, zwłaszcza jesienną porą, kiedy pod nogami szeleszczą złote i czerwone liście, a wilgoć daje życie mchom porastającym kilkusetletnie pomniki. Niestety, nigdzie nie ma ławek, więc jest się zdanym na własne nogi.
PLAC Zgody (Place de la Concorde) - jest powszechnie znany i odwiedzany przez turystów, ale słusznie. Nie dlatego, że to największy plac Paryża (8 hektarów) i nie dlatego, że kończą tutaj trasę autobusy jadące z Polski do Paryża. Plac Zgody jest interesujący jako miejsce historyczne oraz jako miejsce, gdzie można podziwiać przystojne złocone latarnie, misterne fontanny z brązu i posągi personifikujące osiem miast Francji. Powstał w XVIII w. jako Plac Ludwika XV. W 1793 przemianowano go na Plac Rewolucji i ustawiono pośrodku (zamiast pomnika Ludwika XV) gilotynę. Tu właśnie spadły, wraz z setkami innych, głowy Ludwika XVI i Marii Antoniny, Dantona i Robespierra, a nawet uczonego Lavoisiera. Nazwa Plac Zgody została nadana wkrótce po śmierci Napoleona. Dziś na miejscu gilotyny stoi tzw. „Igła Kleopatry” - granitowy obelisk Ramzesa II, pochodzący sprzed świątyni Amona z Luksoru. Autentyk ten ma 23 m wysokości i jest darem wicekróla Egiptu dla Francji. Z darem tym związane są pewne niesnaski międzynarodowe... W 1831 wicekról Egiptu wymienił się z Karolem X: dał mu dwa cenne obeliski, a w zamian otrzymał (podobno) zegar z wahadłem - też coś! Należy tu dodać, że Francja odebrała tylko jeden z podarowanych obelisków, drugi pozostawiając tymczasowo na miejscu. Jednak Egipt, trzeba przyznać, że mocno poniewczasie, poszedł po rozum do głowy i teraz chce obelisk z powrotem. Starożytni Egipcjanie wierzyli, że ich najważniejszy bóg Ra, uosobienie słońca, mieszka właśnie w obeliskach - może tak myślą do dziś? Jeden obelisk już „wrócił” do swej ojczyzny: w 1990 Mitterrand uznał wspaniałomyślnie, że ten, który pozostał w Luksorze, a który należy do Francji, może być z powrotem pełnoprawnym dziedzictwem egipskim. Jednak obelisku z Placu Zgody Francja raczej nie odda... Ja bym też nie oddała: spod niego widać świetnie malownicze, proste jak drut Pola Elizejskie z Łukiem Triumfalnym w perspektywie zbieżnej. Czy może być ważniejszy powód?
KOŚCIÓŁ pw. Św. Eustachego (St. Eustache) - jest to budowla wzorowana na katedrze Notre Dame, położona w dzielnicy Les Halles. Z zewnątrz późny gotyk, wewnątrz renesans. Oko cieszą witraże z XVII wieku, jest ciekawy układ naw i bocznych ołtarzy. Kto lubi malarstwo, znajdzie tam dzieło samego Rubensa. Nie skłamię, jeśli powiem, że świątynia ta w środku nie ustępuje wiele swemu słynnemu pierwowzorowi. Można tam wspaniale odpocząć, siedząc na kościelnej ławce we wnętrzu wypełnionym szeptami gości i blaskami świec.
KOŚCIÓŁ pw. St. Germain l’Auxerrois - obok Luwru, powstał na miejscu sanktuarium Św. Germana, biskupa Auxerre, z VI w. Był niegdyś parafią królewską. Co do architektury, to jest trochę jak pudełko mieszanych czekoladek z przewagą późnego gotyku. Wieża, najstarsza część, jest romańska. W czasach rewolucji kościół został częściowo zniszczony i potem w XIX w. go odbudowano. Ma szalenie ciekawą historię. W 1572 dzwony na wieży tego kościoła dały sygnał rozpoczęcia tzw. Nocy Św. Bartłomieja (inaczej Krwawego Wesela Paryskiego, Jutrzni Paryskiej albo Rzezi Hugenotów - mordu na tysiącach protestantów, dokonanego przez katolików). Rewolucjoniści z kolei urządzili we wnętrzu magazyn zboża - a motyw zamiany świątyni na magazyn jest nam, Polakom, którzy przetrwali komunizm (tudzież innym narodom w ten sposób uciśnionym) doskonale znany. Uważam, że warto poświęcić temu domowi bożemu kilka chwil.
KOŚCIÓŁ pw. St. Germain-des-Pres - czyli Św. Germana-Na-Łąkach. Cenny i stary (wiek XI, a budowę rozpoczęto w 1000 roku), chociaż z zewnątrz wygląda skromnie - zwłaszcza w porównaniu z Notre Dame i innymi kościołami Paryża. Ciekawe, że był to jeden z najważniejszych klasztorów we Francji, założony w VI w. i zarządzany przez Benedyktynów. Zajmował spory kawałek terenu, do dziś przetrwał tylko kościół, obecnie „obrośnięty” kamienicami mieszkalnymi. Wnętrze piękne, pachnące szlachetną starością - acz wyróżnia się w nim coś „nowego”, czyli granatowe sklepienie w złote kropki, dobudowane w wieku XVII. Francuski historyk przyprowadził nas tu, byśmy obejrzeli dwa nagrobki: Jana Kazimierza (który po zejściu z polskiego tronu został tu opatem) i samego Kartezjusza (tego, przez którego musimy się dziś męczyć nad zadaniami z geometrii trójwymiarowej). Można też obejrzeć tu zaprawdę stare, bo XIII-wieczne witraże.
MOST BISKUPI (Pont de l’Archeveché) - „za plecami” katedry Notre Dame. Jest to najwęższy most w Paryżu (17 m szerokości), zbudowany w XIX w. Ponieważ most jest zbyt niski (11 m) i nie mogły pod nim przepływać statki, w 1910 oficjalnie nakazano rozbiórkę, to jednak nigdy nie nastąpiło - ciekawe dlaczego? Obecnie most ten znany jest z tysięcy kłódek zawieszanych przez zakochanych (w Paryżu???) na barierkach. Wygląda to niesamowicie, niektóre kłódki są ręcznie zdobione na różne ciekawe sposoby. Ponadto można podziwiać bryłę katedry „od tylca”. Na moście fotografują się z lubością nowożeńcy. A komu nie chce się tam iść, może także stanąć oko w oko z kłódkomanią na pobliskim Moście Artystów, łączącym lewobrzeżny Instytut Francji z prawobrzeżnym Luwrem. „Kłódki miłości” są ponoć poważnym problemem władz miejskich Paryża. Kłódki obciążają mosty, a wrzucone do Sekwany kluczyki (gest ten ma przypieczętować miłość na wieki) zatruwają rzekę metalami ciężkimi. W 2010 oczyszczono Most Artystów z kłódek - wtedy kłódkomaniacy zaatakowali Most Biskupi. Ostatecznie kłódki wiszą na obu tych mostach, tylko na Moście Artystów jest ich znacznie mniej.
FONTANNA St. Michel - w sercu Dzielnicy Łacińskiej, modne miejsce spotkań młodzieży (przez cały rok) i turystów (latem), otoczone pierścieniem klimatycznych kafejek i pajęczyną wąskich uliczek, w których można podziwiać piękne, stare kamienice i witryny rozmaitych butików i galerii. Można też zjeść tu i tam wspaniałego sandwicza czy jakiś słony bądź słodki wypiek i popić dobrą kawą. Sama fontanna jest wspaniała - rzeźba z XIX w. przedstawia obrońcę Francji, Św. Michała szlachtującego diabła pogiętym z wysiłku mieczem. Tak naprawdę fontannę zdobiło aż 9 rzeźbiarzy: jeden robił świętego, drugi skrzydlate smoki, trzeci skałę, na której odbywa się walka, czwarty ornamenty roślinne, piąty - herb miasta w zwieńczeniu, a dalszych czterech - po jednej figurze na gzyms. Do stworzenia tego dzieła użyto aż 4 rodzajów kolorowego kamienia oraz brązu. Strzelenie sobie fotki z fontanną uważane jest za obowiązek każdego turysty. Co zabawne, projektant fontanny, Gabriel Davioud, miał zamiar dedykować swe dzieło pokojowi na świecie i chciał je umieścić w centrum placu St. Michel. Jednak władze miasta odrzuciły tę myśl i zażyczyły sobie, by artysta tak pokierował swym natchnieniem, żeby fontanna ukryła ścianę budynku na rogu bulwaru St. Michel i Saint-André des Arts. Cóż było robić... Projekt Daviouda przeistoczył się w fontannę ścienną, nota bene ostatnią tego typu fontannę w Paryżu. Ale głowa do góry, nie wyszło źle!
FONTANNY Wallace’a - w 1872 angielski filantrop nazwiskiem Wallace ufundował dla Paryżan około setki fontann. W owych czasach filantropia była w modzie wśród burżuazji, pozwalając bogaczom przełożyć pieniądze na sławę i nieśmiertelność. A fontanny były bogato zdobione rzeźbami i częstowały wodą pitną, której skosztowanie ułatwiały przymocowane do nich łańcuchami kubki. Dziś zna je cały świat. Trzeba zresztą przyznać, że są naprawdę ładne! Ciekawostka z nimi związana jest taka, że fontanny Wallace’a miały uratować biedotę Paryża przed... alkoholizmem. Po „występach” Komuny Paryskiej w Paryżu brakowało wody, trzeba było za nią sporo płacić. A kto nie mógł płacić, pił zamiast wody gorzałkę!
FONTANNA Rzek i FONTANNA Mórz - obie na Placu Zgody, przepiękne, z pokrytego zieloną patyną brązu, rzeźbione i złocone, pełne symboli związanych z nawigacją i produkcją żywności, wieczorem podświetlane. Koniecznie!
KOLUMNA Napoleona (KOLUMNA Vendome) - okrągły w przekroju, metalowy obelisk na Placu Vendome, który - można rzec - Napoleon postawił na swoją własną chwałę. Projekt wzniesienia kolumny na chwałę narodu francuskiego przekształcił się za jego sprawą i zakończył zwieńczeniem kolumny posągiem Małego Cesarza. Po raz pierwszy kolumna zamieniła się w źródło surowca wtórnego w 1814, kiedy to pomnik Napoleona przetopiono na pomnik Henryka IV. Po raz drugi - w 1871, gdy obaliła ją Komuna Paryska. Już w 1873 odbudowano ją, a raczej odlano z brązu, częściowo pochodzącego z armat zdobytych przez Francję pod Austerlitz. Ma 3 m obwodu i 44 m wysokości, zaś w środku są schody, po których można się wspiąć na platformę u góry. Z zewnątrz ozdobiona jest płaskorzeźbami przedstawiającymi sceny z bitwy pod Austerlitz. I ponownie zwieńcza ją pomnik Napoleona. Napis na tablicy pamiątkowej głosi: „Cesarz Napoleon poświęcił chwale Wielkiej Armii tę kolumnę...” Ale... czy to prawda? Obawiam się, że nie!
OPERA Garnier - eklektyczne, kapiące ozdóbkami cudeńko nad cudeńkami. Co tam Wersal! Nie jest łatwo o wycieczkę po wnętrzach opery, lecz jest to możliwe. Trzeba z wyprzedzeniem zarezerwować sobie zwiedzanie ma konkretny dzień (między 10:00 a 17:00) i przeznaczyć mniej więcej 10 EUR na bilet wstępu. Zwiedzanie trwa około 2-3 godzin, a trasa nie jest zawsze identyczna, bo niektóre pomieszczenia mogą być czasowo zamknięte. Można zwiedzać indywidualnie bez przewodnika albo w grupie z przewodnikiem. Do zobaczenia jest audytorium, foyer, wielkie schody, lodowa sala i małe muzeum tematyczne. Nie zdążyłam tam dotrzeć przed 17:00, ale z relacji innych wiem, że wnętrze opery oszałamia i potem trudno się pozbierać. Wierzę - wystarczy zerknąć na fotki z Internetu... Polecam! Następnym razem będzie to mój cel nr 1.
Wycieczka z Paryża - PAŁAC Fontainebleau. Od 1100 istniał w grzybnym i pełnym zwierza Lesie Fontainebleau zamek warowny. W czasach Franciszka I został zburzony, a na jego miejscu powstał w XVI w. piękny pałac renesansowy. Olśniewający wystrój wnętrz stworzyli Włosi. Był główną rezydencją królewską aż do czasu, gdy Ludwik XIV przeniósł ją do nowego pałacu w Wersalu. Goście powinni obejrzeć koniecznie apartamenty Napoleona na I piętrze, pokój Marii Antoniny, pokój gobelinowy, salę balową, pokój papieża Piusa VII, kaplicę Św. Trójcy i salon myśliwski. Wszystkie pomieszczenia wyposażone są we wspaniałe meble w stylu empire. Całość jest tak bogato zdobiona, że po prostu daje w łepetynę! Na zewnątrz pałac jest po prostu ładny, park również - nie umywa się do ogrodów wersalskich, ale w pogodny dzień warto się przespacerować i pooglądać z perspektywy alejek imponujące skrzydła pałacowe.
Brak komentarzy. |