Oferty dnia

Niemcy - - relacja z wakacji

Zdjecie - Niemcy -

Nasz krótki, sierpniowy urlop miał charakter odwiedzinowo-poznawczo-sentymentalny...

Był to czas spotkań z rodziną i przyjaciółmi, na trasie podróży uwzględniliśmy nowe miejsca: Budziszyn, Füssen, Zugspitze (najwyższy szczyt Niemiec - 2962 m n.p.m. w Alpach Bawarskich), Mainau (niemiecka wyspa na Jeziorze Bodeńskim), ale były też nasze znajome kąty, m.in.: Konstanz, Meersburg nad J.Bodeńskim, alpejskie Garmisch Partenkirchen czy na koniec, już w Austrii - nasze absolutnie ulubione Schladming. W sumie przejechaliśmy 2565 km; to niewiele, jak na nas :) . Jednakże mając do dyspozycji tydzień z dwoma weekendami (w tym jeden wydłużony o 15.08.!), wykorzystaliśmy czas optymalnie. I pogoda właściwie też dopisała wzorowo, z wyjątkiem dwóch pierwszych dni.

Wyruszaliśmy w nieznośnym upale: cały pierwszy dzień jazdy, z Bielska - przez Opole i Wrocław (tam odwiedziny) - do granicy niemieckiej temperatura powietrza oscylowała między 34 a 38 stopni, natomiast temperatura jezdni przekraczała 42-44°C. Nocą przeszedł mało aktywny front, z burzą i drugi dzień, na który zaplanowaliśmy zwiedzanie średniowiecznego Budziszyna (miasto z ciekawą historią i zabudową starówki, warte zobaczenia! a moją szczególną uwagę zwróciły „oczy” w dachach niektórych domów; takie same jak w domach rumuńskiego Sibiu, które odwiedzałam w tegoroczny majowy weekend) i przejazd przez całe Niemcy na zachód (do Mannheim) zapowiadał się korzystniej, pod względem temperatury, lecz jeszcze w Budziszynie zaczęło lekko padać, a potem już tylko lało, albo strasznie lało, co zbyt fajne do jazdy (na dystansie 650 km) nie było. Nie mieliśmy jednak wyjścia, trzeba było jechać. Końcowy odcinek - ok. 50 km - już był dla nas litościwszy, a na koniec dnia nawet wyszło słońce. I ono towarzyszyło już nam przez wszystkie kolejne dni podróży, w umiarkowany sposób, bez upałów, za to z przyjemną temperaturą nie spadającą poniżej 20 stopni i nie przekraczającą 30. Właśnie tak najbardziej lubię.

Pobyt nad Jeziorem Bodeńskim, zarówno od strony niemieckiej jak i szwajcarskiej, opiszę w oddzielnych odcinkach relacji (za dużo zdjęć i różnych miejsc), a teraz przejdę do części Alpejskiej naszej podróży. Wyjeżdżając z domu mieliśmy tylko zarys tego, co chcielibyśmy zobaczyć, więc nie robiliśmy wcześniej żadnych rezerwacji noclegów, bo i czas przejazdów, czy pobytów w poszczególnych miejscach uzależniony był od pogody i innych jeszcze czynników. Dopiero w chwili wyjazdu znad Bodensee znalazłam (przez Booking.com) niedrogi pensjonat na 1 noc w okolicach Füssen. Mając zapewniony nocleg mogliśmy spokojnie jechać dalej. Tego dnia głównym celem było właśnie miasteczko Fussen, z jego słynnym - położonym w Alpach - zamkiem królewskim Neuschwanstein.

Plany planami, a życie życiem - skłoniło nas do modyfikacji planów. Gdy wjechaliśmy już do Fussen - przejazd przez miasteczko trudno nazwać przejazdem. Było to maksymalne ślimaczenie w zakorkowanych ulicach. Gdy wreszcie (po 45 min. a może godzinie takiego ślimaczenia) wyjechaliśmy z centrum Fussen w kierunku zamku (jest oddalony o kilkanaście kilometrów), po dwóch skrzyżowaniach okazało się, że ... ten właściwy korek jest dopiero przed nami! Wyglądało na to, jakby cała Europa chciała tego dnia dostać się do magicznego bawarskiego zamku. No cóż, starczyło nam cierpliwości na jakieś 2 kilometry tkwienia w tym absurdalnym korku do pełnego parkingu, na drodze po której obu stronach (mimo braku poboczy!) stały już setki, a może więcej (!) zaparkowanych aut tych, którzy przybyli tu wcześniej... Gdy tylko nadarzyła się fizyczna możliwość zawrócenia podjęliśmy tę jedynie słuszną w tej sytuacji decyzję. Udało nam się jeszcze zatrzymać w miejscu, z którego popatrzyliśmy sobie z daleka na zamek i to by było na tyle. Doceniliśmy, jak pięknie jest położony w otoczeniu alpejskich szczytów i pomachaliśmy mu na pożegnanie.

W rekompensacie, przy samej dalszej drodze do naszego noclegu, już po austriackiej stronie, napotkaliśmy „nieplanowany” zamek - Ehrenberg. Ale o nim później - w austriackim odcinku relacji.

Czyżby skończyła się nasza dobra passa w trakcie tego urlopu? Chwilami zaczynaliśmy powątpiewać, czy planowany na następny dzień Zugspitze uda nam się zdobyć. W godzinach popołudniowych chmury osłaniały większość szczytów, zwłaszcza tych najwyższych w okolicy. Przy takich warunkach pogodowych nie pozostałoby nam już nic innego, jak prosta jazda powrotna w kierunku domu.

Na szczęście następny dzień okazał się nam łaskawszy; od rana świeciło słońce i widzialność nie budziła najmniejszych zastrzeżeń! Więc, zaraz po śniadaniu udaliśmy się do Ehrwald, skąd kolejka Tiroler Zugspitzbahn wywiozła nas na wys. 2950 m n.p.m., tuż przy wierzchołku najwyższego szczytu Niemiec.

Zugspitze jest szczytem leżącym na granicy austriacko-niemieckiej. I z obu stron prowadzą na górę kolejki linowe. Rejon szczytu jest zagospodarowany, zarówno przez Austriaków jak i Niemców; są restauracje, tarasy widokowe, stacje przekaźnikowe, meteo, i in. Jednak najwyższy wierzchołek - sięgający 2962 m n.p.m. leży po stronie niemieckiej, a dojście do niego jest porównywalne z końcowym odcinkiem wejścia na nasz Giewont i to pod wieloma względami! Po pierwsze - na tym szczycie również stoi krzyż, po drugie - dojście ma charakter skalnego szlaku wysokogórskiego, z imponującymi ekspozycjami i ułatwieniami technicznymi typu klamry, łańcuchy i drabinki (taka „mini-Orla Perć”), no i jeszcze jedno kryterium, które przywołało mi analogię do Giewontu... ograniczona ilość miejsca na szczycie i tłum chętnych do wejścia.

Największym atutem Zugspitzu jest niewątpliwie roztaczająca się wokół panorama alpejskich szczytów... Widać i te pasma z najbliższego otoczenia, austriackie, niemieckie, ale widać i znacznie dalej, po rejony włoskich czy szwajcarskich 3- i 4-tysięczników. Słów brakuje by przybliżyć wrażenia odbioru tej niekończącej się przestrzeni wysokich gór po horyzont. Po prostu bajka! Dla takich chwil chce się żyć... i chce się tu być...

Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Niemczech:
Co warto zwiedzić?

  • Budziszyn,
  • okolice Jeziora Bodeńskiego,
  • Fussen,
  • Garmisch-Partenkirchen,
  • najwyższy szczyt Niemiec - Zugspitze (2965 m n.p.m.)

Porady i ważne informacje

Jeszcze w Polsce, w drodze do Niemiec:

Tuż przed granicą niemiecką, przy samej autostradzie A4, znajduje się motel Picaro (Żarska Wieś PŁN) - cena za pokój 2-osobowy 143 zł, śniadanie + 20 zł od osoby. Skorzystaliśmy, mogę polecić! Możliwa rezerwacja poprzez booking.com

Podobny motel znajduje się na parkingu po przeciwnej stronie autostrady, przy wjeździe do Polski (Żarska Wieś PD).

Do zamku Neuschwanstein w pobliżu Fussen najłatwiej wybrać się z samego rana! Już koło południa dojazd totalnie zakorkowany i brak miejsc na parkingu :(.

Na Zugspitze też najdogodniej rano! - swobodnie na parkingu i pogoda (widzialność ze szczytu) pewniejsza, chmury zaczynają się później, a w godz. popołudniowych szczyt bywa całkiem zatopiony w chmurach...

Autor: AniaMW / 2013.08
Komentarze:
Brak komentarzy.