Niemcy - Sylwester we Frankfurcie - relacja z wakacji
Długo zastanawialiśmy się gdzie udamy się świętować nadejście Nowego Roku. Chcieliśmy, żeby to było jak najbliżej domu, więc kiedy już mieliśmy upatrzone to ”najbliżej”, brat wyskoczył z propozycją ”jedziecie z nami do Frankfurtu?” Jak do Frankfurtu? Na dwa dni? Nie opłaca się, daleko, zimno, eee ... Ale daliśmy się w końcu namówić, co nie znaczy, że byłam przekonana do tego wyjazdu, wcale nie chciało mi się tyle jechać.
Wyjechaliśmy 30 grudnia rano, a na miejsce dotarliśmy jakoś pod wieczór, ale na tyle wcześnie, że mogliśmy jeszcze pojechać do centrum miasta i trochę zobaczyć. Tak więc w pierwszej kolejności dojechaliśmy na Zeil, czyli główny deptak miasta obsadzony po obu stronach galeriami i sklepami sieciowymi znanych marek. Zachwyciły nas dekoracje bożonarodzeniowe, zwłaszcza galerii My Zeil, cudne renifery, które uciekają w czasoprzestrzeń - tak to wyglądało :) W pewnym momencie skręciliśmy w prawo w jedną z uliczek prowadzących do Katedry Cesarskiej Świętego Bartłomieja, bardzo charakterystycznej, bo zbudowanej z czerwonego piaskowca. Weszliśmy na chwilę do środka , wnętrze jest dość ubogie jak na tak dużą gotycką katedrę, takie 'nowoczesne'. Prosto z Katedry udaliśmy się pod Römer czyli średniowieczny budynek, w którym teraz mieszczą się biura cywilnego rejestru. Nigdy nie zapomnę widoku tego budynku w telewizji, kiedy do kraju wrócili niemieccy piłkarze po Mundialu w 2002 roku, gdy przegrali z Brazylią mecz finałowy i do dziś mam przed oczami jak stali właśnie tutaj na balkonie ze spuszczonymi głowami. Najlepiej pamiętam Olivera Kahna, bo miał najniżej spuszczoną tą głowę ;) Przed Römerem stała przepiękna ogromna rozświetlona totalnie choinka. Super się to razem komponowało :) Zza tego budynku było z kolei widać tę najnowszą część, którą nazywam Manhattanem, bo w jednym miejscu jest wiele drapaczy chmur. To wszystko wieczorową porą, wyglądało super. Później już wróciliśmy do mieszkania, żeby odpocząć po podróży.
Następnego dnia też udaliśmy się do centrum Frankfurtu, tym razem wysiadając o jedną stację metra wcześniej, żeby zobaczyć Alte Oper, czyli starą operę, piękny renesansowy budynek. Trochę średnio przyjemnie było wtedy chodzić po mieście, bo wisiała gęsta mgła, nie było widać drapaczy chmur, a że to był sylwester to i pewnie fajerwerków nie będzie widać :/ Przeszliśmy się jeszcze po Zeilu i poszliśmy nad Men. Na statkach przycumowanych do brzegu kelnerzy i kucharze uwijali się jak pszczółki w ulu nad przygotowaniami do sylwestrowej nocy, fajnie to wyglądało i dość długo się na to gapiliśmy ;) Weszliśmy też na jeden z mostów, ale mgła odebrała najlepsze widoki :( Wróciliśmy przez Römerplatz do stacji metra i zdecydowaliśmy, że wracamy do mieszkania, bo do północy to nie mamy co tu robić. No i bawiliśmy się po swojemu witając nowy rok hihihi ;)
Na następny dzień ponownie udaliśmy się do centrum, ale to co zastaliśmy po wyjściu z mieszkania odbierało nam mowę. Takiego syfu nie widziałam jeszcze nigdzie. A w centrum to było jakieś pobojowisko. Pojechaliśmy najpierw metrem na Willy Brandt Platz, pod Europejski Bank Cemtralny, by móc sfotografować się z wielkim eurosem ;) Stamtąd spacerkiem udaliśmy się nad Men i tam chyba był najgorszy chlew, butelki, puszki i tysiące opakować po fajerwerkach ... Koszmar! W tym dniu przynajmniej nie było tej mgły, więc widzieliśmy więcej, nawet frankfurcką wieżę babel ;) Weszliśmy też do galerii My Zeil, żeby stamtąd zobaczyć ”Manhattan” i resztę reniferów, w które była przystrojona. Postanowiliśmy, że w tym dniu wieczorem opuścimy moje ulubione niemieckie miasto i wrócimy do domu. To był mój trzeci pobyt we Frankfurcie nad Menem, ale wcale nie najlepszy.
Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Niemczech:
Komentarze: